Indie. Huk dział, upał, ryczenie ginącego bydła, jęki rannych i muchy żerujące na ich lepkich ranach. Żołnierska rzeczywistość której prawa są surowe, a każdy błąd czyni trupem.
Krótko po zdobyciu Assaye brytyjska armia sir Arthura Wellesleya musi odnieść jeszcze jedno, ostateczne zwycięstwo nad twardo broniącymi się hinduskimi Marathami, by zagwarantować sobie władzę w Indiach. Niezdobyta dotychczas twierdza Gawilghur rzuca masywny cień na dotychczasowe dokonania poddanych króla Jerzego. Ci zdają sobie sprawę, że ostateczna bitwa nie toczy się li tylko o honor, ale o prawdziwą władzę nad ogromnym krajem. Jeśli wróg, mimo ataków, utrzyma kamienną fortecę, to skonsoliduje rozpadającą się koalicję drobnych hinduskich księstw i będzie mógł stawiać zaciekły opór bez końca. Maratowie mają ponadto potężnego sojusznika – niejakiego Williama Dodda – byłego angielskiego oficera, zimnego jak głaz zdrajcę i szczwanego lisa w jednej osobie. Dodd uczynił światu wiele złego. Najgorszą jednak rzeczą, jaką mógł uczynić, uczynił sobie – zrobił sobie wroga z Richarda Sharpe.
Tymczasem Sharpe, wyniesiony z szeregów do stopnia podporucznika, nie może się nigdzie dopasować. Zupełnie jakby był nieoszlifowanym diamentem w ceglanym murze. Oficerowie zniechęcają go, jak to tylko możliwe, do służby z nimi, zaś wśród prostych żołnierzy jego widok budzi zawiść. Przeniesiony ze szkockiego regimentu do taboru zaopatrzeniowego zaczyna popadać w smętki związane z tą, urągającą hardemu żołdakowi, pracą i rozważa odejście z armii. Twierdzi, iż głową nie jest w stanie przebić muru sztywnych zasad. Młody oficer trafia jednak, już od pierwszej chwili nowego przydziału, na ślady wskazujące na kradzież zaopatrzenia i korupcję w wojsku. To skutecznie skupia jego uwagę na żołnierskich obowiązkach. Pojawia się też prześliczna niewiasta, która tę uwagę przykuwa jeszcze skuteczniej. Na domiar złego pojawia się także opętany zawiścią i paroma innymi rzeczami sierżant Obadiah Hakeswill – prywatne nemezis Sharpe’a.
Uwikłany w intrygę, i oszukany, Sharpe postanawia, działając incognito, dowieść prawdy i ukarać winnych, a także zemścić się na zdrajcy skrytym za murami potężnego, wzniesionego na skałach Gawilghur.
Bernard Cornwell, jak zwykle, z batalistyczną maestrią opisuje rozgrywający się w tle konflikt jak również perypetie cichego bohatera Richarda Sharpe’a. Autor zgodnie z praktyką wyszczególniania jakiejś formacji w każdej z książek cyklu w tym tomie skupia się na roli kwatermistrzostwa, artylerii jak i sposobów zdobywania twierdz.
W kilku miejscach, można rzec nawet w więcej niż kilku, celowo Cornwell przeinacza fakty, by, niczym rzetelny gawędziarz, wciągnąć jeszcze bardziej czytelnika w fabułę. Zdrada, romans, spiski, kamienie na szańcach, klejnoty maharadży, złoto, krew i żelazo – to wszystko tworzy nad wyraz udaną zaprawę dla tej opowieści. Widać także dużą poprawę w stosunku do słabszego, niedomkniętego jakby, tomu poprzedniego, tu Cornwell osiaga szczyt formy. Także bohater dostaje od autora dużo więcej możliwości działania i wykazuje inicjatywę nie będąc tylko marionetką w wielkiej wojennej opowieści. Również rywalizacja z wybijającym się na pierwszy plan Hakeswillem działa korzystnie na zarówno rozwój charakterów obu z nich jak i samą fabułę.
Książka choć dosyć długa, nie nuży ani na moment. Jedynym zastrzeżeniem jakie można znaleźć jest to że „Forteca” dosyć mocno odnosi się do historii opowiedzianej w poprzednim tomie („Triumf”) i nowy czytelnik rzucony od razu w wir życia obozowego może się troszkę pogubić, niemniej tym razem w odróżnieniu od poprzedniczki wszystkie wątki zostaną solidnie zamknięte, niczym bramy Gawilghur.
IW Erica
ISBN: 978-83-62329-49-6