Przykominkową zabawę z grami zaczynaliśmy od pozycji wybitnie edukacyjnych – ze szczególnym uwzględnieniem tych pouczających o historii. Wiedza o czasach minionych wciąż jest przez nas mile widziana. W 7 cudach właściwie tylko ocieramy się o historię starożytną. Gdybym miał dopasować tu jakiś odpowiedni cytat, to najbardziej na miejscu byłby „Bunkrów nie ma, ale też jest...”
Instrukcja i zasady
7 cudów to gra, której wątek osadzono w starożytności, a punktem wyjścia do budowania swojej przewagi nad innymi graczami jest posiadanie jednego z siedmiu cudów świata antycznego. Dodam jeszcze krótko, że każdy z nich pozwala na przeprowadzenie jednego z dwóch scenariuszy. O tym, którą drogą będzie musiał pójść gracz, decyduje oczywiście los.
W przypadku tej gry uwagę niemal od razu przykuwa mechanika – a konkretnie sposób postępowania z kartami „na ręce”. Być może wypadałoby powiedzieć „na rękach”, bo karty są przechodnie.
Instrukcja wydaje się prosta i łatwa w zrozumieniu. A jeśli traficie na kogoś, kto już wcześniej grał w 7 cudów..., przyswojenie zasad przebiegnie jeszcze szybciej. Po wylosowaniu swoich cudów, a co za tym idzie, również i zadań, gracze przystępują do właściwej rozgrywki, która będzie trwała przez trzy tury. Każda z nich będzie rozgrywana inną talią kart. No właśnie – to karty i ich mnogość mogą stanowić pewien odstraszający czynnik podczas lektury instrukcji. Podczas samej rozgrywki wszystko szybko się wyjaśnia i pozostaje sama przyjemność, ale póki co – warto się tym kartom przyjrzeć, bo to od nich zależy cała rozgrywka. Realizowanie swoich celów polega na zdobywaniu surowców i wznoszeniu budowli o różnym przeznaczeniu. Każdy z tych małych etapów ma oczywiście swoją cenę. Niektóre karty pozwalają jednak na znaczące obniżenie kosztów.
Bardzo ciekawa jest tu, wspomniana już, mechanika. Wszyscy gracze otrzymują taką samą ilość kart. Wybierają jedną i kładą ją zakrytą przed sobą, a następnie przekazują resztę „ręki” graczowi siedzącemu obok. Następnym krokiem jest odkrycie (choć nie zawsze) wybranych kart i dalsza realizacja swoich planów. Czasem może się oczywiście zdarzyć, że zabraknie Wam surowców do postawienia kolejnego budynku. Jeśli tylko dysponujecie gotówką, możecie brakujące elementy zakupić od innych graczy. Nie mogą Wam odmówić, bo korzystanie z ich zasobów w żaden sposób nie zmniejsza ich stanu posiadania. Mogą za to całkiem pokaźnie się wzbogacić. Wiąże się z tym małe niebezpieczeństwo, ale o tym będzie później.
Wiek, liczba graczy i czas gry.
Wydawca 7 cudów... ustalił minimalny wiek na 10 lat. Ostrożnie można się z tym zgodzić bez konieczności dodawania komentarzy. Z liczbą graczy jest już troszkę inaczej. Na pudełku możemy przeczytać, że to gra już dla dwóch osób, a limit górny to – jak łatwo zauważyć – to siedmiu graczy. Prawda jest jednak taka, że należy zebrać przynajmniej trzy osoby. Gra we dwójkę wymaga zastosowania osobnych, zaawansowanych reguł. Nie chodzi o to, że boimy się tego wariantu, ale... polecamy 3 jako minimum.
Wiek 10 lat – oczywiście. W grze, w której zbieranie punktów wymaga odpowiednich kombinacji kart i przebiegłości, dziesięciolatkowie potrafią zaskoczyć niejednego wyjadacza. I wreszcie czas gry. Wydawca zamieścił informację, że rozgrywka trwa ok 30 minut. I jest to jedno z najszybszych 30 minut, jakie mogą Wam się przytrafić.
Opakowanie, gra i ogólne wrażenie
Opakowanie jest duże i całkiem dobrze zorganizowane. Oczywiście jest tu miejsce na poprawę, a gdybyśmy chcieli wykorzystać pudełko w trybie podróżnym, to musielibyśmy wyrzucić wypraskę i zaopatrzyć się w dodatkowe gumki i torebki strunowe. Myślę, że trzeba też dodać kilka słów o dodatkach. W naszej redakcji (przynajmniej na razie) mieliśmy możliwość przetestowania tylko podstawki, ale każdy z dodatków dostarcza nowe karty i zabytki. O ile nie przywiązujecie dużej wagi do posiadania pudełka, to prawdopodobnie doceniacie możliwość ułożenia wszystkich kart w pudełku. Strzelam w ciemno, ale dopakowanie dodatków również musiałoby się wiązać z wyrzuceniem wypraski. Ale dość narzekania, bo pudełko – tak naprawdę – pasuje do innych opakowań i nie powinno stwarzać problemów z umieszczeniem na półce, czy pod ścianą.
Gra może początkowo przerażać ilością sposobów na zdobycie punktów. Po kilku rozgrywkach jednak każdy znajduje sobie najwygodniejszą taktykę i strach znika. Udało nam się jednak poczynić kilka ciekawych obserwacji. Przede wszystkim interakcja – jest możliwa, choć niekoniecznie ściśle związana z grą. Wszystko zależy od graczy – my staraliśmy się budować klimat i komentować swoje poczynania. Nie wpływa to na przebieg rozgrywki, ale zdecydowanie zwiększa zabawę. Gra zezwala na pozyskiwanie surowców od swoich sąsiadów. Wspominałem, że wiąże się z tym małe niebezpieczeństwo. Zasoby finansowe mają dość duże znaczenie w tej grze i jeśli trafimy na graczy z jakimś animozjami może się zdarzyć, że jeden z zawodników będzie uzyskiwał regularne wsparcie finansowe, podczas gdy inny będzie „klepał biedę”. Warto więc rozważyć, czy chcemy grać dla przyjemności, czy stawiamy na wyścig i zawody?
Inna sprawa, to gotowość do rozegrania więcej niż jednej gry z rzędu. Gra się szybko, opcji zwycięstwa jest wiele i tyleż scenariuszy. Najwięcej czasu może za to zająć rozstawienie. Skoro już zdecydujecie się na wyciągnięcie gry i rozłożenie jej na stole – czemu nie zagrać kilkukrotnie z różnymi cudami do dyspozycji.
Dużo satysfakcji w tej grze wynika między innymi z mechaniki wybierania kart. Dzięki temu, że widzimy co nasi przeciwnicy mają na stole, możemy wykorzystać to, co mamy na ręce, by ich przyblokować. Czasem wiąże się to z wykorzystaniem zakrytej karty. Po skończonej rozgrywce możemy spokojnie podzielić się naszymi zrealizowanymi (lub nie) knowaniami.
A potem... zagrać jeszcze raz.