Nasze miłe i przegrane niedzielne popołudnia to nie tylko „poważne” gry planszowe (często również niekoniecznie niedzielne). Czasem zdarza nam się dać namówić Chochlikowi na coś z zupełnie innej półki. Również tym razem było podobnie i część wieczoru spędziliśmy uciekając przed rudym kotkiem, który starał się uniemożliwić nam zdobycie smakołyków.
Instrukcja i zasady
Miau to gra, w której bardzo duże znaczenie ma spostrzegawczość i refleks. Zaś sama mechanika przypomina odrobinę weselną grę, w której na koniec muzyki należy usiąść na jednym z krzeseł stojących na środku sali. Podobnie jak w tej weselnej zabawie, również i tu mamy jednak zawsze o jeden element za mało. Na planszy rozkładamy w losowy (lub określony) sposób żetony ze smakołykami, skrytkami i kotkiem. W zależności od tego, co wypadnie na kostkach, musimy wskazać konkretny smakołyk (jedna osoba na jeden smakołyk), uciec do skrytki, lub spróbować uwolnić myszkę (jeśli wcześniej złapał ją kot).
Jedna z kostek pokazuje, czy kot śpi, czy poluje, czy może akurat w pomieszczeniu pojawił się pies. Druga – wskazuje konkretne smakołyki. Należy zwracać uwagę na obie.
Celem jest zdobycie dziesięciu smakołyków i zachowanie przynajmniej jednej myszki aż do końca wyścigu.
Wiek, liczba graczy i czas gry.
Wydawca ustalił wiek na 5+. Powoli dochodzimy do wniosku, że – z kilkoma wyjątkami – podawanie górnej granicy wieku nie ma sensu. Jak już kogoś złapie bakcyl planszówek, to ten ktoś sam będzie wiedział, czy dany tytuł jeszcze jest dla niego. Ale dolna granica, to co innego. W przypadku Miau na przykład chętnie obniżylibyśmy ją przynajmniej o rok. Redackyjny Chochlik, który pomagał nam w rozgrywkach, potwierdzi to swoją czteroletnią osobą. Wystarczy tylko, by jakiś starszy gracz odpowiednio wyjaśnił reguły.
Ilość graczy od 2 do 4 nie podlega dyskusji. Ponieważ ilość smakołyków na planszy musi być o 1 mniejsza od ilości graczy, to rozgrywka w pojedynkę nie miałaby sensu. Natomiast przy pięciu i więcej osobach prawdopodobnie zrobiłby się już odrobinę za duży chaos. Poza tym – są tylko cztery kolory myszek.
I wreszcie czas trwania – 15 minut. Zupełnie szczerze dodam, że czasem nawet krócej. Gra jest bardzo szybka i od razu trzeba się na to nastawić. Dzięki temu można z niej zrobić doskonały wypełniacz pomiędzy innymi grami – nie tylko dla najmłodszych, bo, jako gra głównie mechaniczna, pomaga się nieźle zrelaksować.
Opakowanie, gra i ogólne wrażenie
Opakowanie to bardzo małe pudełko, które świetnie pasuje jako dopełniacz do innej gry o zbliżonych kryteriach wiekowych. (Szczegóły możecie zobaczyć w naszym inboxingu). Mimo to jest w nim dużo miejsca na wszystkie elementy i jeszcze trochę powietrza. A zabawa – może nie jest tak wyczerpująca jak ganianie ze weselnymi krzesełkami, ale na pewno jest przednia. Oczywiście trzeba się do niej odpowiednio nastawić – i niekoniecznie oznacza to przyprowadzenie młodszych graczy. Bo można spróbować wykorzystać tę grę jako sposób na relaks pomiędzy trudniejszymi rozgrywkami (w zabraniu na wycieczkę małe pudełko jest szczególnie użyteczne).
Plastycznie gra jest bardzo przyjemnie wykończona. Żetony są trwałe, a obrazki zabawne. Z (małych)zastrzeżeń: początkowo wydało nam się, że być może rzucający kośćmi może być co nieco poszkodowany, bo ważny jest refleks i spostrzegawczość, a rzucający nie zawsze musi do kości „dobiec” najszybciej, ale i na to znalazły się sposoby. Można również rozważyć warianty utrudniające – wskazywanie słabszą ręką, albo trzymanie obu rąk za sobą, do momentu, gdy kości przestaną się turlać, albo... to już wersja HARD – przesunąć miejsce losowania na inny stół i stworzenie elementu sportowego – podbiegnięcia do smakołyków. Ale to już zależy od Waszej wyobraźni.