Czas przy zabawie zawsze mija za szybko. Nie da się tego nie zauważyć również w przypadku gry Time's Up. Na pierwszy rzut oka może Wam się wydać, że to zwykła gra kalamburowa, ale nie lekceważcie przeciwników – być może oni ustalają taktykę już w momencie rozdawania kart.
Instrukcja i zasady
Time's up! to dość wymagająca gra towarzyska. Samego słowa nie należy się jednak obawiać, a raczej spróbować je przekuć na swoją przewagę. Mamy tu do czynienia z trzema turami na trzech różnych poziomach. Ale po kolei:
Gra składa się z kart z hasłami oraz klepsydry. Całość jest zapakowana w gustowny woreczek – przydatny również, gdy chcemy grę zabrać ze sobą do znajomych. Zasady są proste, a sama gra przyjemna, nawet jeśli nie zawsze łatwa.
Z puli dostępnych haseł należy wybrać czterdzieści, które będą uczestniczyć w danej rozgrywce. Szczegółowy mechanizm tego wyboru jest oczywiście opisany w instrukcji a tutaj zaznaczę tylko, że warto już na tym etapie pomyśleć, które karty będą stanowić Wasz atut, a trudność dla przeciwników. Hasła, które wybierzecie teraz będą Wam służyć przez całą grę – przez trzy tury. Wcześniej jednak musicie podzielić się na zespoły. Kiedy już wybierzecie wszystkie hasła – czas na rozgrywkę. Jak już wspomniałem – mamy tu trzy tury. W pierwszej opisujecie hasła niemal dowolnie. W drugiej – tylko za pomocą jednego słowa. W trzeciej przychodzi czas na pokazywanie.
A czy wspomniałem już, że hasłami są głównie nazwiska?
Wiek, liczba graczy i czas gry.
Trudność Time's up polega nie tyle na tym, że hasłami są nazwiska, ile na konieczności posiadania wiedzy na ich temat. I nie chodzi tu o wiedzę stricte biograficzną i chronologiczną, ale o takie informacje, które pozwolą twoim współtowarzyszom jak najszybciej jednoznacznie zidentyfikować konkretną osobę. Taka wiedza jest podstawowym czynnikiem, który decyduje o tym, że wiek graczy nie powinien być niższy od podanych na pudełku 12 lat. Młodszym graczom może pomóc fakt, że oni również biorą udział w wybieraniu i odrzucaniu nazwisk przed rozpoczęciem rozgrywki.
Liczba graczy rozpoczyna się od czterech osób. Jest to dość oczywiste – gra ma charakter starcia drużynowego, więc minimalna ilość graczy musi wystarczyć na utworzenie przynajmniej dwóch drużyn.Wydawca określił górną granicę na 12 osób. Jest to już spory tłum, a Time's up to typowy „party game”, więc tę informację zostawimy bez komentarza. Albo skomentujemy krótko – 12 osób wydaje się rozsądnym limitem – ale tak naprawdę nic nie powstrzyma Was od próbowania gry w większym gronie.
I wreszcie czas – trzy kwadranse zaproponowane przez Wydawcę są raczej średnią niż limitem. W zależności od tego, jak bardzo doświadczenie i rozbawieni są gracze widełki czasowe mogą się rozszerzyć w obie strony. Zabawa zależy tylko od Was i Waszego towarzystwa.
Opakowanie, gra i ogólne wrażenie
Na początku kilka słów o opakowaniu, bo można mieć do niego zastrzeżenia. Gra składa się z plastikowej klepsydry i grubego pliku kart, których pakowanie w koszulki raczej nie będzie miało sensu. Oba elementy są więc narażone na mechaniczne uszkodzenia. Tymczasem cała gra zapakowana jest w dość wątłe pudełko, które i tak zostanie prawdopodobnie dość szybko odrzucone. Stanie się tak za sprawą płóciennego woreczka dołączonego do zestawu. W praktyce będzie to więc wyglądało tak, że na występy gościnne będziemy Time's upa zabierać w samym woreczku, a kartonik zostanie w domu. No ale dobrze – powiedzmy sobie to szczerze – woreczek jest bardzo sympatyczny i przy odrobinie uwagi uda nam się nie zniszczyć gry przez długi czas. Opakowanie zatem również zasługuje naszym zdaniem na plus – ze względów estetycznych ponad praktycznymi.
Gra została przez nas „przegrana” przy wielu okazjach i w wielu ustawieniach (choć nie udało nam się dobić do 12 graczy). Udało nam się zagrać w gronie doświadczonym (może nawet za bardzo, bo czasem rozgrywka nabierała szalonego tempa), jak również – z graczami bardziej świeżymi. Mimo wstępnych oporów i zastrzeżeń w typie „nie lubię kalamburów”, niemal zawsze udawało nam się doprowadzić do satysfakcjonującego końca i propozycji rewanżu. Prędzej czy później wszyscy zauważali, że warto już w pierwszej turze wymyślać takie skojarzenia, które uda się przeciągnąć aż do tury trzeciej. Wydawać by się mogło, że to prosta taktyka, ale czasem wymagała ona trochę większego główkowania. Ale muszę Was ostrzec – wprowadzanie w obrębie drużyny wszelkiego rodzaju kodów (korbka kamery na aktorkę lub film, czy boksowanie na sportowca), które miałyby ułatwić rozpoznanie kategorii zawodowej potrafi zepsuć przyjemność i zabić grę. Nie traktujcie więc rozgrywek w Time's up zbyt ambicjonalnie i po prostu idźcie na żywioł...