Książka, czy tego chcę, czy nie, jest również towarem. Jak to często bywa z towarami – dużą rolę odgrywa tu marketing i dobre nagłośnienie. Złowrogi sześcian trafił do Kominka razem z hasłem - „polski Paolini” - autorka ma bowiem tylko 15 lat. Na szczęście hasło to nie miało najmniejszego wpływu na przyjemność czerpaną z lektury.
Bo muszę przyznać, że czytało się tę książkę bardzo przyjemnie. Już na początku powiem, że Złowrogi sześcian to część tryptyku. Jakkolwiek historia wygląda na zamkniętą i zwieńczoną happy endem, to autorka postarała się zamieścić kilka drobnych informacji, które pomogą jej wprowadzić następne części.
Świat wykreowany przez autorkę jest, jak łatwo się domyślić, całkowicie nowy. Nie unika on jednak wtrąceń znanych z klasycznych pozycji tego gatunku. Nie mogło się odczywiście obyć bez aluzji do Tolkiena, ludzi niskiego wzrostu oraz ważnej, z punktu widzenia historii, biżuterii. Tym razem jednak udało się uniknąć przeciąganego w niezliczonych parodiach banału, kiedy to jedna historia staje się drugą tylko poprzez zmianę imion, artefaktu, lub uczynienia historii kostiumowej bezkostiumową. Młodej autorce udało się uczynić z tych odniesień jedną nitkę wątku, która pojawia się tylko w szczególnych momentach.
Inną sprawą są „wtręty uwspółcześnione”, które determinują książkę, jako napisaną w żartobliwej atmosferze. I tu muszę powiedzieć, że tego akurat mi trochę żal, bo Złowrogi sześcian mógłby być kawałkiem całkiem poważnej fantasy. Jeśli jednak spojrzeć na opowieść w całości, to nie można nie docenić pracy włożonej w wykreowanie tego świata, jego mieszkańców i ich historii.
Przede wszystkim imiona – być może oparcie ich na słowniku nazw łacińskich było ułatwieniem sobie pracy, niemniej jednak trzeba przyznać, że postaci mają swoje własne i w pewnym sensie niepowtarzalne przezwiska. Również wprowadzenie do książki zawierające chronologicznie uporządkowane najważniejsze wydarzenia z dziejów ludów, o których dopiero miałem czytać wywarło na mnie spore wrażenie.
Tu znowu muszę zaznaczyć – spore – jak na pracę piętnastolatki. Osobiście nie przepadam za takimi opisami. Może jest to dziwne, ale, jako historyk, wolę jednak czytać chronologię wydarzeń, które naprawdę się wydarzyły, niż dziejów fikcyjnych. Kiedy czytam fantasy - lubię sobie sam spróbować wszysto poukładać. Jeśli mam do tego chronologię – to trochę jakby mi ktoś zepsuł zabawę.
Ale na poważniej – takie dodatki są bardzo cennymi źródłami informacji zarówno dla czytających jak i piszących.Tym bardziej warto więc docenić wysiłek włożony przez autorkę w dopracowanie szczegółów swojej historii na tyle, by nie bała się zamieszczenia chronologii.
I jeszcze kilka słów o głównej przygodzie. Z jakiegoś powodu, którego nie jestem w stanie określić dokładniej czułem geograficzną bliskość miejsca wydarzeń. Słowiańskość wręcz szeptała do mnie z pomiędzy wierszy. Nie nachalnie, ale dość intensywnie, bym znów chciał się przenieść do czasów, gdy życie pełniejsze było czasu beztroski, a największym zmartwieniem było: „skąd wziąć następną książkę”. Podział na dobrych i złych jest dość oczywisty i dopiero po bliższej analizie obu stron można dojrzeć odcienie szarości w obu obozach. I choć nie należy się spodziwać większych dylematów moralnych, to właśnie za próbę zamglenia granicy między białym, a czarnym Barbarze Kaczyńskiej należą się brawa.
Już na sam koniec powiem tylko, że książka wciągnęła mnie dość szybko i przywiodła bardzo przyjemne obrazy – mam nadzieję, że pozostałe dwie części tryptyku nie będą ustępować pierwszej odsłonie.
ISBN: 978-83-61154-19-8