Zawsze to samo gdy wracam z pracy nocnej. Osiedle o 4 rano spowite mgłą po wczorajszym deszczu może stanowić tło do niejednego filmu o seryjnych mordercach. Przez mgłę przebijają się światła w trzech, czy czterech mieszkaniach. Zawieszona w powietrzu wilgoć jest mroźna jak samotne walentynki i szczypie w policzki jak nielubiana Ciotka. Choć do domu już tak blisko, to brak motywacji by przyspieszyć kroku. Jest jeszcze ciemno, ale na pewno jak tylko sie położę mglisty krajobraz wypełni plama słońca świecąca mi prosto w okno i nie pozwoli mi się nacieszyć snem.
...wtedy się pojawiały. To najwyraźniej musiało mieć związek z emocjami i porą roku. Gdybym chociaż kogoś zabił... pobił... podłożył komuś nogę... czułbym bardziej, że tu jest ich miejsce. Ale tak? Szczególnie ten jeden pochrzaniony duet. A przecież uciekałem i uważałem by się nie dać dogonić. Ale dogoniły mnie wszystkie, lub prawie wszystkie. I co z tego, że nie wszystkie zamieszkały pod parapetem. Te dwa postanowiły najwyraźniej zamieszkać na dachu i tylko od czasu do czasu zapukać w okno. Zapewne jest jakiś sposób, by się przydały, ale ja go...
...kiedy to się zaczęło. Kompletnie przegapiłem ten moment. To musiało się zacząć już jakiś czas temu od jakiejś głupoty. Ten dzień, takie "dziś" jak dziś musiało w końcu nadejść. Powinienem wyczuć to już wczoraj wieczorem, gdy przypomniałem sobie o tej felernej transakcji. I dziś... w piątek to było jedno z dziwniejszych uczuć - łzy piekły wściekłością ognia. Na szczęście udało się tego nie pokazać. Byle wytrzymać do końca pracy. Ale to nie jest takie proste. Od dziś już nigdy nie będzie tak łatwo. Może i tak... teraz chcę tylko wyjść i komuś przyłożyć tak by skrzywdzić. Nie cierpię tego uczucia. Nie cierpię, gdy duch bezsilności próbuje się na mnie wyżywać. Nie cierpię, bo zawsze mu się udaje. Mieszka u mnie pod parapetem okna w sypialni - i wychodzi zawsze w takich chwilach. Co dziwniejsze nigdy przed Wigilią, kiedy się duchów spodziewam.
Ale one wtedy nie przychodzą.
Czułem nieprzegryzioną bezsilność, kogoś, kto nie jest na swoim miejscu, ale mimo to próbuje zachować styl i dojrzałość w otoczeniu lokalnego przedszkola... bezsilność... komuś musiała stać się krzywda. To kwestia czasu. I to musiałem być ja. Tylko tak mogłem uchronić innych.
W końcu wyszedłem z pracy. Poszedłem do kiosku i poprosiłem o paczkę "Lajtów". To była pierwsza paczka od pół roku. A tamta była pierwszą od pół roku wcześniej. chyba zaczynam to robić regularnie. Nie palę. Papieros oznacza punkt zwrotny - dojrzałość do podjęcia decyzji, lub jej konieczność. Ale byłem zbyt wściekły, by rozmyślać dłużej nad tematem. Wyciągnąłem jednego i zapaliłem. Zaciągnąłem dym czekając na przyjemne ukłucie. Nie było nic. Ani przyjemności, ani ukłucia... czyżbym aż tak się przyzwyczaił? Nie wiem, ale poszedłem dalej z nadzieją, że jeśli nie pierwszy to drugi, albo trzeci papieros spełni moje oczekiwania. Że duch ambicji nie do końca spełnio...
Tutaj tekst urywa się rozmazany czymś wylanym na kartkę. Brązowy atrament rozcieńczony herbatą, a może trunkiem, wypełnił szczelnie kilka linijek nadając papierowi nieco antyczną manierę.
wsiadłem do autobusu. Właściwie to zrobiłem tylko jeden krok. Dalej wsiedli inni ludzie i tak znalazłem się pod ścianą autobusu, z dala od otwartych okien i drzwi . Ściśnięty jak sardynka. Oczywiście nie mogło być mowy o czytaniu. Nie mogła jednak tego powiedzieć pewna młoda kobieta, która mając miejsce siedzące czytała sobie Platona i od czasu do czasu przyglądała mi się badawczo. Uśmiechała się tylko z wzrokiem wbitym w tekst. Przeszło mi przez głowę - kto.. i dlaczego.. uśmiecha się czytając Platona? I czemu mi się przyglądała. Czy widziała we mnie coś, czego sam bałem się zobaczyć? Byłem zły, to prawda, ale czego ona wypatrywała
Pozwoliłem sobie na luksus przyjrzenia się i jej. Być może była piękna, ale ja nie dość jeszcze wypiłem, więc nie poświęcałem już więcej czasu komuś, kto w tej chwili nie był mną. Wysiadłem z autobusu i położyłem swoje nadzieje w następnym papierosie. Znów niewypał.
znów rozlany przerywnik
.. zwłaszcza gdy osiąga to maksymalny poziom. Wtedy jest gryzienie, walka ze ścianą i z wszystkimi duchami w mieszkaniu... a nawet w życiu. Na szczęście nie wszystkie duchy są obecne zawsze. Rzeka krytyki przelewa się kaskadami i zakrywa resztki ambicji swoimi wyrzutami. Jest źle. Jeszcze trochę.. jeszcze tylko trochę.
Butelka wyschła. Odchodzę w sen. Długi i niespokojny... bo duchy już czekają
tylko... skąd się to wzięło?