Komedia prawie boska - tomaszka

Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, po takim tytule. Założyłem jednak, że podobnie, jak do napisania autobiografii trzeba mieć już jakieś znaczące dokonania, tak i do parafrazowania dzieł mistrzowskich należy mieć coś naprawdę mocnego do powiedzenia.
Założenie to nie ma, oczywiście, zastosowania do powszechnie parafrazującego różnych mistrzów działu kinematografii, popularnie określanego, jako tanie porno.

okładka książki

Czytając pierwsze rozdziały Komedii prawie boskiej nie mogłem się pozbyć wrażenia, że czytam właśnie tanie porno. Nie chodzi o treść – chociaż troszeczkę też – chodzi o formę, która w przypadku niektórych słownych ilustracji pozostawała bezkompromisowa. Przyznaję, że mocno zastanawiałem się nad kontynuacją lektury – to było piekło. To znaczy pierwsza część podróży i pierwsze dziewięć opowiadań to wędrówka przez piekło. Dokładnie tak samo, jak u Dantego. Pomyślałem więc, że to musi być znaczący czynnik rzutujący na treść opowiadań.

Druga część to purgatorium. Bez skrępowania przyznaję, że tu było jeszcze gorzej. Ja rozumiem, że czyściec to nic przyjemnego. Ale z założenia powinno to być miejsce dające nadzieję na odkupienie. Zatem przynajmniej w najmniejszym stopniu powinno rzucać trochę słońca. Purgatorium wg Komedii prawie... to obraz wody po praniu. Najwyraźniej to, co miało się tutaj oczyścić już się oczyściło i już dawno opuściło lokal. Pozostały same brudy, plamy i niemiłe zapachy. To oczywiście moje subiektywne odczucie, ale opowiadania z tej części są miejscami jeszcze bardziej dosadne od piekielnych. Estetycznie nie raz czułem dyskomfort czytając tę część. Ale estetyka to jedno, a przesłanie to drugie. Poza tym w dzisiejszych czasach obrazowość sztuki i opowiadań i tak zmierza ku dosadności, bo inaczej widz/czytelnik szybko straci zainteresowanie. Pod tym kątem tomaszka całkiem nieźle sobie tu radzi.

Po takiej wizji czyśćca – odbiegającej od ogólnie przyjętych standardów – nie wiedziałem czego się spodziewać po niebie. Czy jego „błękit” autor również przyczernił na potrzeby swojego dzieła? Jak się okazało niebo jest tylko troszeczkę przyszarzone. Ale w porównaniu do dwóch pierwszych części opowiadania niebiańskie są zdecydowanie delikatniejsze i subtelniejsze – wciąż jednak potrafią zaszokować.

Nie mogę z czystym sumieniem określić Komedii... mianem utworu łatwego w odbiorze, przyjemnego w lekturze, czy równego w jakości. Jak już wspominałem moje doznania estetyczne i poniekąd duchowe przeszły bezpardonową „ścieżkę zdrowia” . Czasem sam wątpiłem, czy doczytam całość do końca. Ale też...
Może właśnie o ten chaos autorowi chodziło? Może różnica pomiędzy poszczególnymi etapami wędrówki to celowy zamysł. Pozostaje mieć na to nadzieję. Bo wtedy to jest całkiem ciekawa historia...

Kamil Świątkowski

ISBN: 978-83-922211-0-4

Nota o autorze:

Tomaszka sam siebie określa jako romantycznego skatologa, wyrafinowanego bęcwała oraz wrażliwego prostaka. Wynoszące 156 punktów IQ autora nakazuje jednak zachować duży dystans do jego słów. Może znowu wpuszcza nas w maliny?

zapytany o powód pisania odpowiada:
Nie jestem powodem, jestem pozwanym. Swoimi tekstami się bronię. I oskarżam zarazem.