30.09 - Fragment na zachętę - "Gorączka Kości"

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński możemy przedstawić Wam mały fragment książki, która w sprzedaży jest już od ponad tygodnia. Polecamy szczególnie tym, którzy jeszcze mają wątpliwości, czy powinni dokonać jej zakupu.

Rozdział pierwszy

Dogmaty jego wiary przekonywały go, że każde życie ma taką samą wartość, jednak inspektor Stuart Patterson nigdy nie potrafił uwierzyć w tę zasadę w stosunku do zmarłych. Zadźganie jakiegoś szubrawego ćpuna w wojnie gangów w życiu nie poruszyłoby go tak głęboko jak śmierć i okaleczenie tego dzieciaka. Stał obok białego namiotu, który chronił miejsce zbrodni przed nocnym deszczem bębniącym o płótno. Pozwolił specjalistom robić, co do nich należy, próbując oddalić od siebie nasuwające się porównanie między martwą dziewczyną a jego własną, ledwo co nastoletnią córką.

Gdyby dziewczyna, która stanowiła teraz centrum zainteresowania jego służb, nosiła inny mundurek, z powodzeniem mogłaby uchodzić za jedną z klasowych koleżanek Lily. Pomimo pojedynczych nadgniłych liści, które wiatr i deszcz przykleiły na przezroczysty plastikowy worek przykrywający jej twarz i włosy, ofiara wyglądała na schludną i zadbaną. Matka zgłosiła zaginięcie córki zaraz po dziewiątej, co wskazywało na punktualność ofiary (czego nie można było powiedzieć o Lily) i na rodzinę podporządkowaną bardziej regularnemu planowi dnia niż bliscy każdego gliniarza.
Teoretycznie było możliwe, że ciało ofiary nie należało do Jennifer Maidment, skoro znaleziono je jeszcze przed wypełnieniem raportu o zaginięciu, a policjanci na miejscu zbrodni nie dysponowali dotychczas zdjęciem zaginionej. Patterson jednak nie bardzo wierzył w taką ewentualność – w końcu jak często tej samej nocy giną bez wieści aż dwie uczennice z tej samej szkoły w śródmieściu? Chyba że jedna maczała palce w śmierci drugiej. Choć w czasach, w których przyszło im żyć, trudno było cokolwiek wykluczyć.
Wejście namiotu dziko załopotało, poruszone ramieniem potężnego mężczyzny próbującego dostać się do środka. Jego barki były na tyle szerokie, że nie mógł dopiąć nawet największej kamizelki kuloodpornej znajdującej się na wyposażeniu policji okręgu West Mercia. Krople deszczu przylgnęły do ogolonej czaszki o skórze koloru mocnego wywaru herbaty. Krople ściekały po twarzy przywodzącej namyśl oblicze boksera, który zmarnował swoje młodzieńcze lata na ringu. Przybysz ściskał w dłoni kartkę papieru w koszulce.

– Jestem tutaj, Alvinie – rzekł Patterson głosem zdradzającym głębię melancholijnej beznadziei.
Sierżant Alvin Ambrose ostrożnie podszedł do swojego szefa wzdłuż ścieżki ogrodzonej policyjną taśmą.
– Jennifer Maidment – stwierdził, podnosząc koszulkę zawierającą wydruk cyfrowego zdjęcia zaginionej. – To ona?
Patterson dokładnie przyjrzał się uwiecznionej na fotografii krągłej twarzy obramowanej długimi brązowymi włosami, po czym przytaknął z przygnębieniem.
– Niestety.
– Ładniutka – zauważył Ambrose.
– Teraz tak byś o niej nie powiedział – rzucił Patterson.
Zabójca pozbawił ją nie tylko pięknego oblicza, ale również i życia. I choć Patterson był ostrożny w wyciąganiu pochopnych wniosków, w tym wypadku mógł z dużym prawdopodobieństwem założyć, że przekrwiona skóra, spuchnięty język, wybałuszone oczy i ściśle przylegający do twarzy plastikowy worek wskazywały na zgon przez uduszenie.
– Zabójca szczelnie okleił taśmą worek wokół jej szyi. Okropna śmierć, nie ma co.
– Musiał ją jakoś unieruchomić – odparł Ambrose. – Inaczej próbowałaby się oswobodzić z worka.
– Nie znaleźliśmy żadnych śladów skrępowania. Ale dowiemy się więcej, dopiero gdy zabiorą ją do kostnicy.
– Napastowanie seksualne?
Pattersona aż przeszły ciarki.
– Napastnik ją pociął. Na początku nam to umknęło, bo nie zajrzeliśmy pod spódnicę. Dopiero lekarz to spostrzegł w czasie obdukcji. – Przymknął powieki, oddając się potrzebie pospiesznej, cichej modlitwy. – Ten skurwysyn ją zmasakrował. Nie wiem, czy nazwałbym to napaścią na tle seksualnym sensu stricto. Już prędzej seksualnym unicestwieniem!
Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Zanim znów się odezwał, długo i ostrożnie ważył na swojej prywatnej szali nie tylko cisnące się na język słowa, ale również ciało Jennifer Maidment, jako odważnika używając zwłok innych osób, których przyczyny śmierci miał nieprzyjemność badać w swojej karierze.
– Najgorszy widok w całym moim życiu. Bez dwóch zdań.
Pogoda na zewnątrz namiotu była wprost fatalna. To, co jeszcze po południu zaczęło się jako krótki, lecz gwałtowny deszcz żądlący ciężkimi kroplami przechodniów bez parasola, napędzany silnymi podmuchami gwiżdżącego wiatru, przerodziło się w szalejącą nawałnicę. W nocy takiej jak ta rosnący poziom rzeki Severn dawał surową nauczkę mieszkańcom Worcesteru. Miejscowi mogli się spodziewać powodzi. Ale nie morderstwa.