|
Statki Ziemi - to trzeci tom cyklu Powrót do domu autorstwa Orsona Scotta Carda. Książka wydana nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazała się już w księgarniach. My zaś zapraszamy do zapoznania się z fragmentem.
Shedemei była naukowcem, a nie pustynnym koczownikiem. Wygody miasta nie były jej niezbędne – spanie na podłodze czy na stole zadowalało ją na równi z noclegiem na łóżku – ale nie potrafiła pogodzić się z tym, że odcięto ją od laboratorium, jej pracy, wszystkiego, co nadawało sens jej życiu. Wcale nie zgodziła się na dołączenie do tej na wpół szalonej wyprawy. A jednak w tej chwili wdychała suche i gorące pustynne powietrze, kołysząc się na grzbiecie wielbłąda i przyglądając się, jak zad drugiego zwierzęcia przed nią kiwa się w innym rytmie. Skwar i monotonny ruch powodowały, że zrobiło jej się z lekka słabo, a skronie pulsowały.
Kilkakrotnie mało brakowało, by zawróciła. Drogę powrotną odnalazłaby bez większego trudu; musiała jedynie wystarczająco zbliżyć się do Basiliki, a jej komputer podłączyłby się do sieci miasta i wskazał resztę trasy. Sama poruszałaby się znacznie szybciej, może nawet udałoby się jej dotrzeć do miasta przed zmrokiem. A strażnicy z pewnością wpuściliby ją do środka – w końcu nie była spokrewniona ani spowinowacona z żadnym członkiem tej grupki. Wygnano ją tylko dlatego, że zorganizowała suche skrzynie pełne nasion i embrionów, które miały przywrócić część starej flory i fauny na Ziemi. Jedynie oddała przysługę swojej dawnej wychowawczyni, nic więcej – akurat za to nie należał jej się status banity.
Ale właśnie ten ładunek powstrzymywał ją przed powrotem. Albowiem któż inny umiałby ożywić nieprzebrane gatunki przewożone na tych wielbłądach? Któż inny będzie wiedział, którym należy się pierwszeństwo, by zdążyły zadomowić się w ekosystemie, zanim wprowadzi się gatunki z wyższych partii łańcucha pokarmowego?
To niesprawiedliwe, po raz tysięczny pomyślała Shedemei. Ja jedyna w tym gronie wiem, od czego należałoby zacząć… ale akurat dla mnie to żadne wyzwanie. Nauka nie ma tu nic do rzeczy, już prędzej rolnictwo. Znalazłam się tu nie dlatego, że zadanie, które powierzyła mi Naddusza, jest tak bardzo wymagające, ale dlatego, że pozostali są ignorantami i w ogóle by mu nie sprostali.
– Zdajesz się rozgniewana i nieszczęśliwa.
Odwróciwszy się, Shedemei spostrzegła, że u jej boku na szerokiej kamienistej ścieżce pojawił się wielbłąd Rasy. Jej nauczycielki, bez mała matki. Choć nie była naprawdę jej rodzicielką – ani z punktu widzenia genetyki, ani prawa.
– Owszem – odparła Shedemei.
– Z mojego powodu? – dopytywała się Rasa.
– Po części. Ty nas w to wszystko uwikłałaś. Nic mnie nie łączy z żadnym z tych ludzi, chyba że za pośrednictwem twojej osoby.
– Wszystkich nas łączy to samo – zauważyła Rasa. – Naddusza zesłała ci sen, nieprawdaż?
– Nieproszona.
|