Nasi ludzie powiadają, że wszystkie ważne rzeczy biorą swój początek w sercu i rozchodzą się coraz szerzej i szerzej w Kręgu Życia, tak samo jak horyzont świata krąży wokół plemienia i jego stad. Ale wszystko i tak zawsze wraca do serca.
Właściwie to można jak najbardziej powiedzieć, że to jest babska książka. Ale jednocześnie, mimo że jest to opowieść o miłości, nie ma wiele wspólnego z romansidłami. Odkrywałam ją w trakcie lektury, a i teraz, kiedy o niej myślę, odkrywam ją za każdym razem na nowo; dawno już nie miałam tylu wniosków i refleksji kiedy skończyłam czytać.
Izabelle, o dwuczłonowym, arystokratycznie brzmiącym nazwisku jest wysoko cenioną i równie wysoko opłacaną księgową, specjalizującą się w wyszukiwaniu luk w prawie podatkowym. Nie ma żadnej rodziny, matka – której zresztą Izabelle nie wspomina dobrze – zmarła dawno temu, a ojciec zniknął z jej życia gdy miała 14 lat. Bohaterka jest chłodną Angielką, idealnie wpasowaną w konsumpcyjny świat europejskiej kultury – ale wciąż gdzieś tli się w niej wspomnienie małej, zbuntowanej, nieokrzesanej i krnąbrnej dziewczynki, na którą wołano Izzy. Jedyną nitka łączącą ją z tym zapomnianym niemal dzieckiem jest miłość do wspinaczki – oczywiście tej ucywilizowanej, na sztucznych ściankach.
Pewnego dnia Izabelle dostaje wiadomość o śmierci ojca – dziedziczy po nim wraz z majątkiem małe pudełko, zawierające tajemniczy amulet. I list, który zachęca ją do podążenia za tajemnicą. Nieoczekiwanie dla samej siebie decyduje się na wyjazd do Afryki – a tam staje się kimś zupełnie innym…
Ujął mnie sposób narracji w książce; równolegle toczą się dwie opowieści o dwóch różnych kobietach: historia Izabelle rozgrywa się w naszych współczesnych czasach; opowieść dotycząca Mariaty – drugiej bohaterki książki – dotyczy wydarzeń sprzed 40 lat. Co je łączy w tak spójną całość? O nie, nie powiem – musicie odkryć to sami.
Oprócz tych pięknych historii autorka, która sama przeniosła się z Europy do Maroka próbuje wzbudzić w czytelniku fascynację, ale i współczucie dla niepokornego narodu Tuaregów. Robi to w sposób bardzo przekonujący, w żaden sposób nie moralizuje i nie narzuca swojego punktu widzenia. Przedstawia fakty. Ze mną jej się udało. I stąd chyba płyną moje refleksje.
Nazywamy nasz świat cywilizowanym, tylko czy to nam daje prawo do czucia się lepszymi od tych, którzy żyją na pustyni? Dla nich jesteśmy ludźmi bogatymi, ale czy potrafimy ich przekonać, że jesteśmy wartościowi, że mamy do zaoferowania coś więcej niż tylko wartości materialne? Czy cywilizacja nie oznacza również tłumienia i ukrywania własnych uczuć i emocji, czy nie oznacza też izolacji? Kto nam dał prawo oceniania innych? A może sami je sobie wzięliśmy, razem z tym wszystkim, co odebraliśmy tym ludziom?
Myślę, że w każdym z nas jest taka część, która buntuje się przeciwko szablonom, w jakie wtłaczają nas reklamy i producenci coraz to nowych dóbr. Że każdy ma takie chwile, kiedy zastanawia się nad celem ciągłego biegu, żeby sprostać oczekiwaniom naszego świata. Może warto czasem się zatrzymać, chociaż zamknąć oczy i przenieść się w całkiem inny świat, bez mało ważnych biurowych awantur, bez uganiania się za tym, co tak naprawdę wcale nam niepotrzebne? Może jedni w tej wyobrażonej podróży przeniosą się w świat pustyni i solnego szlaku, inni – jak ja – w bezkresne stepy. Czy nie stamtąd właśnie przyszliśmy? Czy nie jest tak, że wciąż jednak należymy do tamtego, a nie do „naszego” plastikowego świata?
Nie będę wypisywać wszystkich pytań które mi się nasunęły. Chyba każdy postawi sobie własne. Nie wierzę, że znajdzie się ktoś, kto po lekturze tej książki nie zada sobie żadnego.
A jeśli tak – to dla niego jest już za późno na ratunek…
Wydawnictwo Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-339-2