Pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie już podczas czytania angielskiej wersji tej książki, to „Pratchett i Londyn Dickensa w jednej książce – Kumulacja!” Nie mogło być lepiej – strony zaczęły furkotać.
Zawsze, kiedy wydaje mi się, że już się przyzwyczaiłem do tempa w jakim rozwija się akcja w opowieściach Pratchetta, kolejny tytuł wyprowadza mnie z błędu. Podróż przez tę historię, jak zwykle, zaczyna się od pojedynczego kroku, który za chwilę okazuje się początkiem kolejki górskiej pędzącej przez kanały Londynu. Potem – na krótką chwilę – autor zwalnia, by upewnić się, że za nim nadążam, by potem znów przyspieszyć.
Jeden z kilku aspektów, do których już zdążyłem się przyzwyczaić i polubić, to szeroki wachlarz nawiązań. Nie chodzi tu o kopiowanie, czy adaptacje. Pratchett tak tworzy swoich bohaterów i ich przygody, że wszelkie literackie odniesienia z uśmiechem wsiąkają w nie i piszczą cicho z radości pomiędzy wierszami.
Inny nawyk tego autora, to dawanie nauczek. Czasem są to bardzo zawoalowane insynuacje o szeroko zakrojonym oddziaływaniu społecznym, a czasem proste prztyczki prosto w ignorancki czytelniczy nos. O tym ostatnim można się przekonać choćby w odnośniku dotyczącym imienia Onana, w którym autor osoby nieznające wersji biblijnej odsyła do Googla.
Innymi słowy – czytając Pratchetta nigdy nie można być pewnym tego, z której strony nadejdzie cios.
Wielbicielem książek tego autora jestem już od kilkunastu lat. Od kilku z niepokojem oczekuję każdego nowego tomu z serii Świata Dysku. Między tą serią, a pozostałymi tytułami różnica jest zawsze bardzo widoczna. Wspominam o tym, bo akurat w przypadku Spryciarza... jest inaczej. Nie wiem, czy wpływ na to miał specyficzny opis Londynu (a może sam fakt, że akcja dzieje się w Londynie), czy charakteru Dodgera, ale czułem się zupełnie „jak u siebie – w Ankh-Morpork”.
I jeszcze coś... w historii Dodgera jest coś z magii – ale nie takiej hollywoodzkiej, czarnej z mnóstwem dymu i smoły. Jest tam magia z bajek i baśni z mojego dzieciństwa – z Andersena, ale również z Dumasa. Taki mały pierwiastek, który sprawiał, że przez cały czas obawiałem się o życie głównego bohatera, ale gdzieś głęboko w duszy wierzyłem, że nic nie może mu się stać.
Pratchett nigdy nie pisze „tylko historyjki”, ale o tym już wspomniałem. Każdy z prztyczków w nos, jakie rozdaje różnym przywarom i patologiom społecznym i kulturowym, ma jakiś motyw przewodni. W tym wypadku musiałbym chyba powiedzieć, że była to dyplomacja.
Całkiem poważnie – przeczytajcie to sobie.
Wydawnictwo Rebis
ISBN: 978-83-7510-980-1
Przeczytaj również
Dodger