Ene due śmierć... – M. J. Arlidge

Chyba wszyscy znamy jedną czy kilka wersji tej wyliczanki. Ja, na przykład, jeszcze jako dziecko bardzo intensywnie zastanawiałem się, czy ta żaba połknięta przez bociana, to ta sama, która go potem połknęła. Kompletnie ignorowałem zagadnienie fizycznej możliwości takiego połknięcia. Niedawno Redackyjny Chochlik nawet przypomniał mi tę wyliczankę. No i wtedy do redakcji przyszedł ten list.

okładka książki

Zrobiło się niewesoło. Może nawet odrobinę strasznie... a na pewno tajemniczo. Chochlik powiedział, że to mu się nie podoba, bo powinno się inaczej kończyć. I doszło jeszcze to nerwowe oczekiwanie.

A potem przyszła książka i przynajmniej kilka spraw się wyjaśniło. Ale nadal było niewesoło i cokolwiek strasznie. No i to najgorsze – wątek, który wciąga niebezpiecznie mocno.
Początkowo możemy odnieść wrażenie, że trochę za dużo dzieje się w tym samym czasie i doszukiwanie się związków pomiędzy wydarzeniami może sprawić małe problemy. A jest co obserwować. Dwoje młodych ludzi, których głównym zajęciem było cieszenie się życiem, zostaje nagle zmuszonych do zabicia jednego z nich. Tylko w ten sposób drugie z nich będzie mogło odejść wolno. Potem sytuacja się powtarza, ale z udziałem innych, pozornie nie związanych z pierwszymi, osób.
Brzmi to trochę jak wstęp do kiepskiego horroru, bo i opisy są dość naturalistyczne. A jednak za tym wszystkim czai się coś jeszcze. Całkiem dobry... nie... porządny kawałek kryminału, o którym napisałbym, że przypomina mi Christie, gdyby właśnie nie chodziło o te opisy. Niemniej jednak Arlidge doskonale sobie radzi z zaangażowaniem Czytelnika – w każdym razie tak to zadziałało na mnie i do końca lektury próbowałem domyślić się o co chodzi. Oczywiście autor wiedział więcej niż ja i dlatego efektywnie udało mu się doprowadzić do końcowego zaskoczenia. I to całkiem niemałego zaskoczenia.

Ene, Due, Śmierć to pierwsza część serii o Helen Grace. Jak więc można się domyślić, książka kończy się mniej więcej dobrze. Ale uczucia – pierwotnie zmieszane – teraz są jeszcze bardziej niejednoznaczne. Po takim zakończeniu historii otwarcia można by wywnioskować, że Arlidge wyciągnął już największe działo ze swojego arsenału, i że nie uda się już poprawić wyniku tej części. A jednak... siedzi we mnie coś, co niecierpliwie powtarza mi do ucha: „Kiedy następna część? Kiedy?!”

Kamil Świątkowski

Wydawnictwo Czwarta Strona
ISBN: 978-83-7976-229-3