Odkryj Wawel - polskie gry planszowe - część druga

„Odkryj Wawel” – Okiem Gracza Wyjadacza

Dość nieoczekiwane spotkanie na targach książki historycznej Dwóch Brodaczy oraz Jednego Wąsacza zakończyło się wylądowaniem sporej wielkości pudełka-gry na stole mieszkania położonego w miejscu, w którym Warszawa traci swą szlachetną nazwę. Oczekiwany i przywitany oklaskami przybyłem spóźniony (bo tak wypada), by ktoś wreszcie mógł odkryć ten Wawel. Pozostali pokrętnie tłumaczyli się, że pudełko przypadkiem samo się rozpakowało i skoro już tak się stało to chcieli mi oszczędzić trudu czytania instrukcji, ale widziałem że pionki wraz z sześciościenną kostką nosiły wyraźne ślady obwąchiwania, a może nawet gryzienia.

okładka książki

Gra rzeczywiście wyglądała ładnie. Duże, kolorowe pudełko było trochę za duże dla znajdującej się w nim zawartości, ale zapewne są to względy marketingowe mające na celu, by klient dostrzegł grę pośród innych towarów (na przykład na targach książki). Cena jest dość przyzwoita, jak za grę z dużą drewnianą planszą, kartami, 60 żetonami wawelskich głów, żetonami dukatów, pionkami przedstawiającymi dworzan i dziwnymi drewnianymi deseczkami o ładnym sandałowym albo wiśniowym zapachu, które po przytwierdzeniu do planszy imitują zamkowe krużganki (niby nic takiego, a cieszy). Wszystko jest duże, a ilustracje zwłaszcza kart nawiązujące do średniowiecznych szkiców lecz w stylistyce komiksu, zdecydowanie podnoszą ocenę gry.

Zasady - zreferowane przez współgraczy - rzeczywiście nie brzmiały skomplikowanie: rzuć kostką, przesuń swój pionek o ilość pól równą wyrzuconej liczbie, odkryj kartę przypisaną do pola na którym pionek wylądował i wykonaj polecenie zgodne z instrukcją zawartą na karcie. Tradycja gier typu move-and-roll jest bardzo długa a ich prostota najwidoczniej kusi na tyle, że przyciąga zarówno typowych graczy, jak i osoby dla których gry stanowią novum. Taka była Fortuna, Chińczyk, Monopoly i pradawna gra z Ur – ogólnie znane zabijacze czasu. Zasady pojąć łatwo, sama rozgrywka też jest prosta niemniej jednak ten typ gier posiada wadę (niedzielni gracze nazwą to zaletą) - ogromną losowość, co przekłada się na brak możliwości zastosowania jakiejkolwiek taktyki.
Zbytnia losowość, na którą nie można w żaden sposób wpłynąć, nie niesie niestety żadnej wartości edukacyjnej, a może nawet doprowadzić do pewnych frustracji. Na szczęście tu nie jest tak źle istnieją pewne mechanizmy (chociażby pole „Intryga”) mogące opóźnić zwycięstwo przeciwnika - jednak są zbyt mało przydatne w przypadku, gdy szczęście - utożsamiane przez rzuty kostką - nie dopisywało nam przez większość rozgrywki.

Gra nie dłużyła nam się, choć ustaliliśmy, iż gramy tylko do zdobycia przez kogoś 15 głów (obawiam się iż, granie do całkowitego wyzbierania główek trwało by ciut długo), co jest wariantem alternatywnym, ale dobrze że o nim wspomniano w instrukcji.
Co do instrukcji - choć przejrzysta, jest jednak trochę zbyt ogólna, przez co kilkukrotnie zastanawialiśmy się nad interpretacją pewnych zagrań i kart. Jest to normalne dla wielu gier przecierających pewien szlak, w kraju w którym tradycja gier zaczęła zanikać. Liczę, że na stronie wydawnictwa znajdą się odpowiedzi do najczęściej zadawanych przez graczy pytań.

Nie wspomniałem do tej pory o najważniejszym zamyśle gry, jakim jest edukacja poprzez klimatycznie podaną informację - ciekawostkę na temat Wawelu, dawnej siedzibie królów. Otóż na kartach, na których jest polecenie dotyczące samej rozgrywki podano także informacje dotyczące zamku i jego dawnych mieszkańców. Zapamiętywanie tych informacji może nie tylko pomóc rozwinąć się naszej ogólnej wiedzy na temat dawnego Krakowa ale i zaprocentować w grze - w momencie gdy zostaniemy przez grę zmuszeni do odpowiedzi na jedno z podanych na specjalnych kartach pytań dotyczących hist orii zamku. Niestety same zagadki o zróżnicowanym poziomie trudności nie przytrafiają się graczom często, przez co ich wpływ na grę jest trochę zbyt mały. Do tego poprawna odpowiedź mogłaby być warta nie mniej niż jeden punkt w postaci wawelskiej głowy, w końcu ta gra ma delikatnie zmuszać nas do nauki. Pomysł jest jednak bardzo dobry, a wszystkie drobne niedociągnięcia da się zastąpić za pomocą tzw. „domowych zasad” co najwyżej wspartych erratą na stronie wydawcy.

Gra jest grą rodzinną, nie wymaga wprawdzie zbytniego myślenia o samej rozgrywce, a przy tym uczy bawiąc. „Odkryj Wawel” ma pewne mankamenty ale z pewnością zasługuje na dodatek, który ubarwi rozgrywkę. W końcu duże pudełko powinno pomieścić dodatkowe karty tak, aby lądując w tej samej lokacji gracz nie otrzymywał tych samych poleceń i informacji. Być może warto zadbać o to, aby gracz dowiadywał się także o historii i legendach krakowskiego zamku oraz miasta, także od strony archeologicznej i to na przestrzeni okresu szerszego niż czas panowania tu władców Polski.

Proponowałbym ponadto wprowadzić figurkę białej damy (poruszanej w dowolnym kierunku przez gracza, który wyrzuci na kości w trakcie swojego ruchu zaledwie 1) – na przykład: nieszczęśliwie zakochanej Barbary Radziwiłłównej, krążącej po krużgankach zadającej pytania historyczne i karzącej w jakiś sposób za błędną odpowiedź. Taki zabieg spowoduje częstsze testowanie pamięci wśród grających, a także zastosowanie jakiejś taktyki.

Ogólnie rozgrywkę wspominam bardzo miło, przy stole nie było agresji choć chipsy skończyły się wcześniej, niż argumenty, jednak dla powodzenia gry na rynku sugerowałbym przygotowanie większej ilości kart lokacji (a i być może pytań) aby zmniejszyć powtarzalność gry.

Gra świetnie nadaje się dla rodziców i dzieciaków chcących zabić nudę w deszczowy dzień.

Marcin Marchlewski

Polskie Gry Planszowe

Wawel część pierwsza