Frank Miller – Powrót Mrocznego Rycerza, Ronin, Sin City, 300.
Miller jest rodzajem artysty samograja, pisze scenariusze, rysuje, a ostatnio wziął się nawet do reżyserii filmowej. Miller jest także wyjątkowo wpływową i zarazem niezależną osoba w środowisku twórców komiksów. Zapracował na to, z resztą, ciężko, a jego styl - zarówno styl opowieści – noir, jak i styl rysunku o grubych, pełnych żywiołowości kreskach jest niezwykle charakterystyczny. Bohaterowie jego historii to nie żadne tam wymoczki, to ludzie wściekli, podążający ścieżką zniszczenia, ludzie o kanciastych twarzach, posturach wykutych nietzscheańskim młotem i oczach pełnych czajonych emocji. Takie są też millerowskie historie: mocne, męskie, pełne twórczego gniewu, pasji, heroizmu i honoru. Miller wielbi etos wojownika i nawet, jeśli mocno go przerysowuje zarówno rysunkiem jak i treścią, a jego historie mijają się, czy to z prawdą historyczną, czy nawet realizmem fizycznym, są jak klinga japońskiego miecza - piekielnie ostre, lubiane przez wszystkich mężczyzn chcących uchodzić za twardzieli. Można mu zarzucać „komiksowe” i dziecinne odrealnienie, oraz kompleksy na punkcie mrukliwych, gruboskórnych herosów, ale jego komiksy są jak doskonałe filmy akcji i czego już dowiedziono, świetnie nadają się do przeniesienia na duży ekran.
Niektóre jego dzieła docierają do nas jednak z ponad 20-letnim opóźnieniem. Jest to okres całego pokolenia i dlatego niektóre z nich straciły już wiele ze swej siły przebicia, choć nawet stary wilk posiada wciąż kły. Rewolucja komiksu amerykańskiego, do jakiej wniósł Miller ogromny wkład, w naszym kraju nie była też tak widoczna, a przecież to on odpowiada za stworzenie wizerunku komiksu adresowanego do dorosłego czytelnika (niezwiązanego zarazem z istniejącym od dawna komiksem erotycznym) nie zaś młodzieży nieposiadającej jeszcze wyrobionego gustu.
Warto także zacząć postrzegać Franka Millera jako postać w medium filmowym. Choć jego dokonania do niedawna były niewielkie w tej materii (zaledwie, odrzucony acz dobry scenariusz do filmu Robocop 2, oraz napisany we współpracy scenariusz do trzeciej części tego cyklu), to od 2005 roku Miller stał się rozchwytywanym scenarzystą i reżyserem. W 2005 roku wykorzystano oryginalne plansze i pomoc samego autora w produkcji filmowej wersji Sin City, która natychmiast stała się kasowym i komercyjnym sukcesem. Dwa lata później powstaje film będący równie wierną adaptacją komiksu 300 i tym razem Miller jest współreżyserem. W tym momencie trwają pracę nad Sin City 2 oraz autorskim projektem Millera, w którym jest już samodzielnym reżyserem Spirit wykorzystującym postać zamaskowanego bohatera stworzoną przez nestora komiksowego świata, nieżyjącego już Willa Eisnera. Wszystkie te filmy są pełne charakterystycznego millerowskiego stylu graficznego, pełnego nieskończenie ciemnych plam tuszu, działających na wyobraźnię kobiecych sylwetek i mocnych postaw oraz cierpkiej pełnej bólu historii akcji.
Powrót Mrocznego Rycerza powstał w roku 1986 i od jego ukazania możemy właściwie mówić o dokonanej rewolucji świata komiksu. Tu też Miller zawiązał trwającą do dziś współpracę z Lynn Varley, która nakłada kolory do jego komiksów. Historia Franka Millera ukazuje świat znanych dotychczas bohaterów bez wad, po tym jak starzejący się Batman opuścił go. Niczym nietamowani herosi współpracujący z rządem stworzyli totalitarne państwo, w którym „wszyscy są zawsze szczęśliwi”. Batman - Mroczny Rycerz, jak przysłowiowy diabeł z pudełka, pojawia się po 20 latach nieobecności i ze swoją starczą zgryźliwością usiłuje wzniecić rewolucję, której sam do końca nie pojmuje. Stojąc już nad grobem, niczym trzęsący się, gnany tylko gniewem staruch, porywa się na słońce, jakim jest jego dawny przyjaciel, a obecnie ostoja systemu władzy - Superman. Takie przedstawienie dotychczasowych bohaterów rzecz jasna wzburzyło opinię publiczną, Miller jednak wiedział, że nadszedł czas, by fani dorośli i pozwolili artystom na wolną wypowiedź. Wszak ten komiks jest także o wolności słowa i czynu. Komiks cieszył się taką popularnością, że przez ponad 20 lat nadal był drukowany i wydawany bez przerwy.
Sin City (seria) – Miller nie próżnował. Po kilku, niewiele gorszych od Powrotu Mrocznego Rycerza, pracach krystalizujących jego styl zajął się projektem, który zajął mu blisko dekadę. Pierwsze szkice do Sin city - Miasta Grzechu ukazały się w 1991 roku. Miller chciał pracować samodzielnie, a także ze względu na treść, odrzucił współpracę z kolorystami, czyniąc niemal całą serię czarno-białą. Zabieg ten wydaje się świetnie pasować do stworzonego przez Millera kryminału noir. Oczywiście pojawiają się kolory - są one jednak jasno przypisane do konkretnych postaci i służą wyostrzeniu cech ich charakteru (Żółty człowiek, Damulka w czerwonej sukience). W Mieście Grzechu Millera nie ma jasnego podziału na dobro i zło, są za to bohaterowie, którzy robią pewne rzeczy, bo ktoś je musi zrobić i tak trzeba. Historie są agresywne, cyniczne, brutalne, ale pozostawiają niezatarty metaliczny smak krwi, który będziemy pamiętać jeszcze długo. To komiks, który znów, jak to u Millera, bazuje na silnych protagonistach, lecz same historie, w które zostają oni uwikłani, także są wyjątkowe. Nie tylko dla przeładowanych testosteronem samców.
300 – Barwna powieść graficzna, w której prawda historyczna miesza się z bohaterską fikcją, mogłaby być doskonałą rozrywką nurtu „ku pokrzepieniu serc”. Jest to jedna (ale za to jaka!) historia 300 Spartiatów, którzy w wąwozie termopilskim, pod wodzą dzielnego Leonidasa bronią Grecji do ostatniej kropli krwi. Każdy być może coś tam słyszał, pora zatem by zmierzył się z wersją tej historii samego mistrza eposu heroicznego w komiksie Franka Millera. Miller wraz z Lynn Varley zakończyli pracę nad tą historią w 1998 roku i dość krótko, jak na przemysł filmowy, czekali z jej ekranizacją. Frank, będąc jeszcze kilkuletnim brzdącem, obejrzał film z 1962 roku pt. 300 Spartan, a potem obejrzał go znowu i znowu. Sama historia heroizmu zawierała to wszystko, co Frank kochał: walkę do końca z przeważającymi siłami, męstwo, odwagę, honor, hardość spojrzeń i ciętość języka. Miller chciał to opowiedzieć własnymi słowami. Udało mu się, a już sama szata wydania 300 jest niezwykła. Komiks przyjemnie trzyma się w dłoniach, twarda okładka i nietypowy nawet jak na albumowy format wydania zwracają na niego uwagę, w dodatku graficzne, schlapane krwią logo – liczba 300 - przykuwają uwagę odbiorcy. Być może nie trzyma się on realiów historycznych, może znów schematyzuje herosów, ale Miller chciał stworzyć mit, a nie podręcznik historyczny. W dodatku pierwszoplanowy Leonidas nie jest papierowym herosikiem - choć oszczędny w słowach to wewnętrznie jest rozdarty. Wie, że straci wszystko - życie, dom, rodzinę, ale nie może dać się ugiąć, ponieważ taka jest droga prawdziwego mężczyzny, wojownika i króla - opiekuna swych poddanych.