Z czym Wam się kojarzy pielgrzymka? Z długą i raczej uciążliwą podróżą w niespecjalnie komfortowych warunkach? Bo mi dokładnie z tym się kojarzy. I dokładnie tak się czułem podczas lektury książki Terry'ego Hayesa – jak pielgrzym.
Czułem się tak, bo jest to książka długa, momentami bardzo zawiła, wręcz kręta, z mnóstwem odniesień do tego, co działo się wcześniej i do tego bardzo długa. Tak... wiem... powiedziałem to dwa razy, bo dokładnie tak uważam, a książka jest wewnętrznie podzielona na cztery części z których każda spokojnie mogłaby ujść za osobny tom. Ale, żeby nie było aż tak surowo...
Pielgrzymka to także podróż w konkretnym celu i wygody raczej osiągnięciu tego celu nie służą. Za to nagroda na końcu wędrówki ma być dość istotna. Czy w tym wypadku na Czytelnika czeka taka nagroda pozwolę sobie przemilczeć i pozwolić Wam samym sprawdzić to we własnych domach, fotelach czy – już trochę mniej własnych – środkach komunikacji.
Bo, mimo wszystko, uważam, że ta książka potrafi zainteresować – tylko trzeba sobie wypracować sposób na jej czytanie.
Pielgrzym to historia zagmatwana, choć zaczyna się całkiem prosto dość obrazowym przedstawieniem miejsca zbrodni. Niemniej jednak nie mamy tu do czynienia ze zwykłym kryminałem. Główny bohater prawie nie posiada imienia, a przynajmniej bardzo intensywnie pracuje nad tym by nie zostało ono poznane. Nic dziwnego, bo – jak się całkiem szybko dowiadujemy – był on jeszcze nie tak dawno bardzo tajnym współpracownikiem niezwykle tajnych służb, a swoją tożsamości (tę prawdziwą i kilka następnych) nie raz grzebał w nicości i wymazywał do szczętu. Bo agenci tajnych służb nie mogą zwyczajnie odejść na emeryturę. Ich przeszłość będzie ich stale prześladowała.
Nie inaczej jest i teraz. Coś w szczegółach miejsca zbrodni sprawiło, że bohater zaczął opowiadać Czytelnikowi historię swojego życia, do której ciągle dodaje coś nowego (a właściwie starszego). Przypomina to trochę wspomnienia dziadka nie mogącego powstrzymać się od wielostopniowych dygresji. Jeśli tylko przyjmiemy, że nasz dziadek mógł zlecać zabójstwa w Somalii, czy w Grecji i był odpowiedzialny za poszukiwanie winnych zamachu na WTC.
Być może dla niektórych czytelników ten natłok dygresji może również być zapisany po stronie minusów. Przyznaję, że choć czasem można się było pogubić, to jednak wstrzymałbym się z krytykowaniem tego aspektu. Weźmy pierwszego z brzegu agenta – takiego na przykład... 007. Gdybyśmy spróbowali spisać wszystkie jego przygody (misje) w jednym tomie, efekt byłby bardzo podobny, jak mniemam.
Jedyne czego naprawdę trzeba, by tę książkę przeczytać, to czas i – jak wspomniałem już wcześniej – nie trzeba jej czytać za jednym zamachem. Być może wybierzecie sobie długie zimowe wieczory, albo letnie popołudnia, być może jedno i drugie – ta książka jest cierpliwa... jak Pielgrzym.
Wydawnictwo Rebis
ISBN: 978-83-7818-527-7