Nie czytałem „Gry o tron”. Nie dlatego, że nie chciałem. Najzwyklej w świecie nie miałem jeszcze ani okazji ani czasu. Jednak opinie znajomych i serial ciągle trzymają mnie w napięciu i oczekiwaniu na moment, gdy wreszcie będę mógł tę zaległość nadrobić. Zanim jednak to nastąpi, udało mi się wybrać na małą wycieczkę do świata „Gry o tron”.
Rycerz Siedmiu królestw to zbiór trzech opowiadań umieszczonych właśnie w świecie znanym z sagi Martina. Historie połączone są postacią Dunka – świeżo upieczonego rycerza, Ser Duncana Wysokiego. Ale do „sera” jeszcze wrócę.
Dwie sprawy muszę wyjaśnić od razu. Ktokolwiek byłby autorem i o jakikolwiek świat by chodziło, to „opowiadania ze świata...” będą zawsze czymś innym, niż „świat”. Niby zgadza się krajobraz, nazwiska wielkich rodów i odrobina chronologii, ale wszystko inne jest jakby inne i troszeczkę obce. Przy lekturze takiej książki musimy się liczyć z tym, że będziemy na nowo „wdrażać” się w całą historię. Czasem uda się całkiem szybko, czasem potrzebna będzie dłuższa chwila.
W tym wypadku miałem wrażenie, że wędruję sobie przez królestwo, które akurat znalazło się w oku cyklonu. Mam świadomość, że gdzieś „tam” dzieją się potworne rzeczy, rody giną, smoki latają, wojska maszerują a matki opłakują swoje dzieci (zakładając, że same jeszcze żyją), ale w danym momencie i w danym miejscu przechadzam się pod błękitnym niebem i obserwuję zmagania rycerzy w szrankach. Jedyne czego mi brakuje, to kawałek dobrego, świeżo pieczonego mięsiwa i garniec chłodnego piwa.
No przynajmniej w pierwszej opowieści. Ale akurat ta była najciekawsza. Pozostałe różniły się nieco poziomem i zagmatwaniem (a właściwie rozmyciem) głównego wątku. Mamy tu do czynienia ze skróconą historią samego rycerza i jego giermka, a później kilka dowodów na to, jakim człowiekiem jest naprawdę. Opowiadania są jednak spójne i warto przeczytać całość.
To może nie będzie najlepsze porównanie, ale pod pewnymi względami Dunk przypominał mi Kmicica. Może to mieć związek z dość konsekwentną wiarą w zasady i niemała doza kłopotów, w jakie bohater z tego powodu się wpakował. Mogło też chodzić o to, jak najpierw obrywał, zanim przeważył pojedynek na swoją korzyść.
Jednak przez całą książkę jedna sprawa nie dawała mi spokoju – wspomniany już wcześniej „ser”. Jest go w tej opowieści całkiem dużo. Chodzi oczywiście o tytuł, którego zdecydowanie powszechniejsza forma do „Sir” lub „ Sire”. Nie wiem, dlaczego redakcja zdecydowała się na tę konkretną formę. Dla mnie miała ona raczej działanie lekko hamujące tempo lektury, a momentami również powodowała groteskowe sytuacje – tym bardziej, że przydomek jednego z bohaterów brzmi „Jajo”.
Idąc tym tropem powinienem powiedzieć, że mimo wszystko Rycerz Siedmiu królestw to bardzo przyjemna lektura – nie tylko na śniadanie.
Wydawnictwo Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7785-323-8