Świat jest prosty i łatwy w odbiorze. Po zażyciu pigułki absurdu jest nawet prostszy. Cały cyrk polega właśnie na odnalezieniu tej pigułki.
Wkurzone elfy, pijane i awanturujące się Mikołaje, blondwłose anioły i osobiste księżniczki, które po odstawieniu lekarstw przechadzają się po grudniowym miasteczku ubrane tylko w miecz przewieszony na plecach. To wszystko jest o wiele łatwiejsze do zaakceptowania, jeśli tylko dostatecznie mocno zmruży się oczy.
Aaa tak... są jeszcze samobieżne choinki...
... i mózgi sauté...
... i seks na cmentarzu...
Tak... natomiast świat w okresie świąt Bożego Narodzenia jest tak prosty i łatwy jak międzystanowa droga numer 66, po sześciu głębszych. Nikt nie wie dokładnie, dlaczego tak się dzieje, ale małe miasteczka z wybrzeża są szczególnie silnie nastawione na detekcję takich właśnie świątecznych anomalii. Ludzie zaczynają patrzeć na siebie wilkiem, życzą sobie źle, przepychają się łokciami w jedynym w mieście centrum handlowym i ten jeden raz w roku szczerze i otwarcie mówią, co o sobie myślą. Oczywiście w same święta wszystko to sobie wybaczają, przepraszają się, życzą sobie sukcesów i wszystkiego, co w życiu dobre. Oczywiście ci, którzy przeżyli...
Przeczytałem Najgłupszego Anioła o jedne święta za późno. Być może, gdybym poznał tę książkę wcześniej, nie zrobiłbym z niej prezentu mojemu Rodzicielowi. Rodziciel chodził później wśród gości, łypiąc okiem na lewo i prawo, szukając podejrzanych osobników o głębi spojrzenia ujawniającej teksturę potylicy.
Historia świątecznego ducha w Pine Cove bardziej skupia się na tej części z duchami niż na tej ze świętami. Nie można jej jednak odmówić pewnych racji w poczynionych obserwacjach, jak również dużej dawki humoru i samokrytyki, przeplatanych nadziejami na lepsze wczoraj. Moore uchwycił stereotypy zachowań mieszkańców niewielkiej miejscowości, obnażając dziecinność wśród dorosłych i zimnokrwiste wyrachowanie wśród dzieci. Oba przypadki ukazał na tle dość specyficznych okoliczności. Takimi okolicznościami są, na przykład, informacje, że Mikołaja nie ma, bo... nie żyje. Albo że Mikołaj jednak jest, ale... wciąż nie żyje.
A właśnie – to następna cecha małych miejscowości. W jakiś tajemniczy i zupełnie niewytłumaczalny sposób przejawiają niesamowitą skuteczność w przyciąganiu i ujawnianiu psychopatycznych bądź też seryjnych modeli morderców. Czasem, tak jak w przypadku Pine Cove, miasteczko przyciąga kombinację obu powyższych modeli. Wtedy robi się naprawdę ciekawie.
Książka Christophera Moore'a jest naprawdę zabawna i pozwala oderwać mózg... hmm.. znaczy myśli od codziennych trosk. Szczerze polecam – zwłaszcza smakoszom czarnego humoru.
Wydawnictwo MAG
ISBN: 83-7480-035-6