Zupełnie nie wiem, co mną kierowało, kiedy zdecydowałem się poprosić wydawnictwo o użyczenie mi tej książki do recenzji. Tak naprawdę nie przemówiło do mnie ani porównanie do Harrego Pottera, które gdzieś usłyszałem, ani – do Sherlocka Holmesa... Sam autor też niespecjalnie był mi znany. Przeczytałem kilka stron i… zacząłem chichotać.
Trochę dziwnie zaczęłam tę lekturę, bo w środku cyklu. Jakoś wcześniej nie miałam okazji poznać Eragona, Saphiry ani ich przyjaciół, ale dzięki zamieszczonemu na początku streszczeniu poprzednich przygód Smoczego Jeźdźca nie czułam się bardzo zagubiona.
Kolejne spotkanie z egzorcystą, Felixem Castorem, rozpocząłem z tradycyjną „pewną taką niepewnością”. Dotyczyła ona przede wszystkim obawy czy aby nie zapomniałem do końca, co się wydarzyło ostatnio. Zastanawiałem się również, czy Mike Carey znowu mnie pochłonie – przecież to mało prawdopodobne, żeby komuś udało się utrzymać tak dobry poziom na przestrzeni tylu kolejnych tomów.
Z książkami Charlaine Harris mam jeden podstawowy problem – jest ich całkiem dużo , a wszystkie napisane dość równo i wciągająco. W przypadku cyklu o Sookie Stackhouse powoduje to coraz większe problemy z pisaniem recenzji przy jednoczesnym nie ujawnianiu sekretów intrygi. Problem tym większy, że książka wciąga, jak chodzenie po bagnach Luizjany.
W literaturze tłumaczonej trudno czasem jednoznacznie określić, który autor goni modę, a którego goni moda. Można odnieść wrażenie, że „teraz wszyscy piszą o tym samym” tylko dlatego, że książki o podobnej tematyce mnożą się nad wyraz gęsto. Dopiero głębsze spojrzenie w daty zawarte w stopce może wyprowadzić z błędu.
Pierwsze spojrzenie na gryzący w oczy róż okładki wystarczył, by uruchomić sieć skojarzeń i domysłów. Co może kryć w sobie książka naznaczona takim kolorem i czy właściwie chcę to czytać. Wątpliwości zostały rozwiane dość szybko. Chociaż...
Czasem oglądając jakiś naprawdę dobry i stary kryminał zastanawiam się, czy można mieć dość filmów z nurtu noir. Zastanawiam się też, czy jest szansa, że tak dobre historie będą jeszcze tworzone. Mike Carey po raz kolejny przywraca mi wiarę w to, że taka nadzieja wciąż istnieje.
Miasto szkła to trzecia część z tryptyku “Dary Anioła” Cassandry Clare. Zastanawiałem się, czy fakt, że nie czytałem drugiej części zgubi mnie w historii, czy wręcz przeciwnie. Nie miałem kłopotu z odnalezieniem się w wydarzeniach, ale nie oznacza to, że drugi tom jest czymś zbędnym.
Wszyscy twierdzą, że kontynuacje są zawsze gorsze. To prawda, ale w przypadku książek dobrych autorów nawet kontynuacje trzymają wysoki poziom. „Dzienny Patrol” nadal eksploruje w sposób świeży świat znany z pierwszej książki serii „Nocnego Patrolu”, dodając drugie dno sytuacjom i bohaterom przedstawionym w części pierwszej. To prawda, że książka ta mogłaby istnieć, jako zbiór trzech samodzielnych opowieści luźno związanych ze sobą. Pozostawiłaby jednak posmak braku zrozumienia gdyby nie poprzedzić jej lekturą części pierwszej.
Nawet w kinie noir zdarzają się takie chwile, kiedy chciałoby się powiedzieć, że gorzej już być nie może, bo już jest wystarczająco fatalnie. To są właśnie te momenty, w których coś idzie katastrofalnie źle i musimy przemyśleć na nowo wszystkie swoje priorytety.