Jest zaledwie kilku autorów, o których mógłbym powiedzieć, że towarzyszą mi przez długi czas, a co dopiero przez całe życie. Większość tej małej grupy to twórcy jednej serii, czy jednej postaci, co wcale nie umniejsza ich zasług. Ale życiową mission impossible dało radę wykonać niewielu. Wśród nich jest właśnie Tuwim... Julian Tuwim.
Tuwim towarzyszył mi w dzieciństwie swoją „Lokomotywą”. Potem były szkolne wiersze, lektury... „Kwiaty polskie”... choć tak naprawdę już wtedy wolałem te trochę bardziej dorosłe. Być może dlatego nauczycielka była zaskoczona, kiedy zacytowałem „Upadłość”. Ostatnio jednak Tuwima czytam głównie dla przyjemności – jeśli nie na wagarach, to i tak z głową w chmurach.
Nie jest łatwo pisać o książkach z wierszami – zwłaszcza autora tak znanego jak Tuwim. Można mu się pozwolić wypowiedzieć samemu:
I wiersze sam wymyśliłem.
Nie wiem, czy co pomogą,
Powoli je piszę, powoli,
Z miłością, żalem, trwogą.
(10,Strofy o późnym lecie)
Można też skupić się na formacie i jakości wydania:
Trochę większe od zeszytu, wydanie broszurowe, klejone, w miękkich okładkach z listkami. Proste i żartobliwe ilustracje utrzymane są w kolorystyce odpowiadającej danemu działowi. Ich związek z wierszem obok nie zawsze jest jednoznaczny... Format sprzyja czytaniu w komunikacji miejskiej. Okładki zdecydowanie bardziej infantylne, niż merytoryczna zawartość.
Ale można również po prostu usiąść i delektować się kunsztem i wyobraźnią Autora – tym jak bawi się słowem i pojęciem dając czytelnikowi mnóstwo powodów do rozważań. Jeśli nie mieliście do tej pory okazji, by zaprzyjaźnić się z twórczością Tuwima, to warto wykorzystać tę okazję i dać się zaskoczyć tym, co – poza Lokomotywą – napisał.
Wydawnictwo Literacki Egmont
ISBN: 978-83-237-7903-2
ISBN: 978-83-237-7895-0