Wyspa bez dostępu do morza - Krystyna Lubelska

…wszystko jest kwestią interpretacji…

Muszę przyznać, że trochę wstrząsnęła mną ta lektura. Niby zdajemy sobie sprawę z potęgi mediów, niby wiemy, że elektroniczne gadżety (których zresztą jestem niepoprawną wielbicielką) coraz bardziej nas od siebie uzależniają, jednak właściwie wcale nam to nie przeszkadza. A może powinno?

okładka książki

Akcja powieści dzieje się w przyszłości. Aleksander Santor, znany pisarz, mieszka wraz ze swoją rodziną w efektownym, naszpikowanym chipami domu. Nie brakuje mu niczego, jakimś cudem wcale się nie starzeje, korzysta więc z życia wszystkimi siłami. Robi też wszystko, aby członkowie jego rodziny byli doskonali, jak on. Zbyt późno jednak zauważa chmury gromadzące się nad jego piękną głową. Czuje, że dzieje się coś złego dookoła, a jedyną osobą, która stara się go wesprzeć jest od lat krytykowana za brak urody wnuczka. Razem odkrywają, że ktoś bardzo bliski chce zniszczyć wszystko, co przez lata Aleksandrowi udało się osiągnąć.

Dla mnie książka ma wiele wymiarów, a każdy z nich stanowi podstawę do kolejnych refleksji. Sama akcja jawi mi się jako plan najdalszy – zgrabna, przemyślana intryga, zawierająca to, co przyciąga czytelnika – jest i zbrodnia, jest szaleniec, jest erotyka. Ale w trakcie i po lekturze „chodziły po mnie” inne pytania.

Ile prywatności jesteśmy w stanie zachować, korzystając bez przerwy z elektronicznej łączności? Czy naprawdę ludzie będą identyfikowani po chipach? Czy komputer, na podstawie odczytu danych z chipowej bransoletki, będzie zawsze decydował, czy wolno człowiekowi gdzieś wejść, coś zrobić? Czy bez przerwy maszyny będą oceniały nasze uprawnienia?

To właściwie już zaczyna się dziać, prawda? I przeraża mnie to. Bo nagle można przestać być człowiekiem, a zostać nośnikiem chipa…

Na pierwszy plan natomiast zdecydowanie wybił się wątek wszechmocy mediów. Tym bardziej straszny, że autorka jest dziennikarką. To media kształtują społeczne opinie. A w wielu przypadkach nawet nie tyle kształtują, co wtłaczają do głów obraz świata, włącznie z instrukcją, kto w danym momencie jest „cacy”, a kto „be”. Jedno wydarzenie można opisać na kilka różnych sposobów, a odpowiedni komentarz dokończy dzieła. Jak mawia Czarny Charakter z powieści: „wszystko jest kwestią interpretacji”.

Im więcej mediów w jednych rękach, tym głośniej należy się modlić, żeby mózg sterujący tymi rękami nie był szalony. Jak świat światem ludzie mają skłonności do nadużywania władzy, ale są tacy, co potrafią zachować pewne granice i tacy, którzy nie. Jak łatwo zniszczyć człowieka za pomocą propagandy (przecież to zapomniane słowo pasuje tu jak ulał) akurat w naszym kraju pamiętamy doskonale. A możliwość wpływania na wiele umysłów nieuchronnie zmierza do tego, aby posiąść władzę nieograniczoną.

Warto tę książkę przeczytać. Może odbierzecie ją podobnie jak ja, a może uznacie, że to, co napisałam to nadinterpretacja. Wasze prawo - nie posiadam żadnych mediów i niczego absolutnie nie mogę Wam narzucić, prawda? ;)

Agnieszka Kaniecka

Nowy Świat
ISBN: 978-83-7386-368-2