Biegun.
Byłem wczoraj, tj. 24. 10 2008 na biegunie. Południowym – by być dokładniejszym. A już dla absolutnej ścisłości właśnie z niego wracałem razem z Robertem F. Scottem i zaczynaliśmy umierać w namiocie zaledwie 12 mil od bezpiecznej przystani.
A tak już zupełnie prawdziwie to byłem wczoraj w teatrze Stara Prochoffnia na spektaklu Biegun opartym na opowieści Nabokova o tym samym tytule. Akcja rozpoczyna się i kończy w namiocie, gdzie czterech polarników – Scott, Fleming, Kingslay i Johnson – próbuje przetrwać zamieć. Wiedzą, że od brzegu i prawdopodobnie od statku również dzieli ich tylko 12 mil. Ale wiedzą też, że w śnieżycy najłatwiej się zgubić. Nie ma w nich prawie krzty silnego ducha – wracają z wyprawy, której jedynym efektem była świadomość przegranej – Norweg, Roald Amundsen ubiegł ich o prawie miesiąc. Teraz bliscy śmierci leżą w namiocie próbując przetrwać do czasu nadejścia pomocy.
Spektakl jest częścią trzeciego Międzynarodowego Festiwalu Teatru Lalek dla Dorosłych. Dopracowany od kątem reżyserii, światła i efektów wideo i uzupełniony o muzykę, która w każdych innych warunkach mogłaby być uznana za psychodeliczną lub depresyjną – tu jednak podkreślała stan psychiczny bohaterów jak i powagę sytuacji w której się znaleźli.
Historia jest opowiedziana jakby w dwóch ujęciach kamer – choć wciąż w teatrze. Główna treść przedstawiona jest na zbliżeniu w namiocie i jest to typowo aktorskie zadanie czterech bohaterów. Ale każdy z nich walczy z myślami i z zimnem na zmianę. Czasem myśli pozwalają zwalczyć temperaturę, czasem ... czasem to tylko złudzenie. Odchodzą po kolei. Dwóch z nich opuszcza namiot. Za każdym razem, gdy widzimy pojedynczą walkę którejś z postaci „kamera” robi szeroki plan i pojawia się mała figurka. Na tle białych zaśnieżonych płaszczyzn robi to niesamowite wrażenie. Połączeni, aktor i lalka, wykonują te same ruchy tułowiem i głową, załamują się lub upadają w tych samych chwilach. Małe figurki wydają się przez to pełne, gasnącego już, życia. Sam moment odejścia ukazany jest również w sposób artystyczny i na swój sposób nierealny, ale wciąż arktyczny.
Ani Scott, ani nikt z jego wyprawy nie doczekał się pomocy. Wieść głosi, że Nabokov swoją opowieść napisał zainspirowany właśnie dziennikami Scotta. Według zapisanych tam słów pierwszy odszedł Johnson, który nie chciał być ciężarem dla swoich towarzyszy. Mimo odmrożonych stóp wydostał się z namiotu i wyszedł w zamieć. Jego ciało znalazł później Fleming, który już przy lepszych warunkach pogodowych wyruszył by sprowadzić pomoc. Wrócił jednak do namiotu nie chcąc zostawiać Scotta bez opieki. Drugi zmarł Kingsley. Scott do końca prowadził swoje notatki.
Spektakl powstał w Białostockim Teatrze Lalek, jako projekt polsko-litewski.