Moje pierwsze odczucia związane z tą książką były bardzo agresywne. Czytałem ją, a słowa powodowały we mnie wzrost bezsilności. Przecież nie przyłożę bohaterowi w zęby. On jest papierowy...
No dobrze – szczerze przyznaję, że nie jestem w stanie dokładnie określić źródła takich emocji. Rozpoczynając lekturę opowiadania wiedziałem przecież, że to wszystko jest fikcją. Tymczasem pióro autorki opowiada mi historię , która podgrzewa krew do tego stopnia, że chcę wyrzucić książkę przez okno, tylko po to, by zrobić krzywdę głównemu bohaterowi. Co najdziwniejsze – mimo wszelkich narastających uprzedzeń nie mogłem przestać czytać.
Agnieszka Szygenda opowiada prostą historię – może trochę nieprawdopodobną, choć w dzisiejszych czasach zupełnie realną. Jest w niej krztyna zwyczajowych oskarżeń sąsiedzkich, garść pospolitej zawiści oraz mnóstwo niespełnionych ambicji. Autorka – stosując prosty zabieg odzierania intencji bohatera z wszelkiej dyplomacji – wprowadza pewien rodzaj psychologicznej obserwacji. A trzeba przyznać, że jest co obserwować.
Na początek Olgierd – niedopieszczony przez rodziców wyrósł na chorobliwie ambitnego człowieka. Pech chciał, że swoje frustracje postanowił zaspokoić za wszelką – dosłownie – cenę.
Tomasz wyrósł w rodzinie, w której się „nie przelewało” i o każdy grosz należało walczyć. Znalazł sposób na całkiem łatwą kasę. Dostał ją, ale z umowy najchętniej by się wycofał. Nie może – bo pieniądze oddał już matce.
I wreszcie Iga – kopciuszek, któremu niemal spełnił się piękny sen. Stojąc u progu nowego życiowego etapu, miała wszystko: kochającego księcia, obiecujące widoki, mieszkanie, a do tego głowę pełną planów. Miała...
Los i autorka splatają drogi tej trójki, w sposób, który nauczy każdego z nich czegoś o sobie i o okrutnym świecie.
Książka jest podzielona na dwie części i to właśnie pierwsza część najbardziej porusza. Potem robi się już bardziej refleksyjnie. Trochę szkoda, bo można odnieść wrażenie pewnej niespójności, albo przynajmniej jakiegoś przemilczenia, o którym autorka nie informuje czytelnika. Jednocześnie nie można nie zauważyć pewnego pośpiechu. Nie ukrywam, że jest to słabsza, choć wciąż zgrabnie zamykająca całą opowieść, część tej książki.
Poczynania całej trójki widziane są z perspektywy burzy myśli. Zauważalny jest również duch pytania „czy byłbym zdolny?”, które zadawał sobie Raskolnikow, choć sam podmiot rozważań jest już nieco inny. W całą tę burzę świetnie wpisuje się prowadzenie narracji. Autorka stosuje częste przeskoki od jednego bohatera do innego, a zastosowane w treści skróty myślowe wyjaśnia dopiero kilka stron później. Dzięki temu czytelnik razem z bohaterem to przyspiesza, to zwalnia i odpoczywa.
Kupię rękę potrafi czytelnikowi powiedzieć wiele o nim samym i sprowokować go do zadania sobie dwóch pytań. Pierwsze to właśnie pytanie Rakolnikowa - „Czy byłbym zdolny?”.
Drugie brzmi: „Za ile?”
Wydawnictwo Bliskie
ISBN: 978-83-930558-1-4
Przeczytaj również:
Moni Libri
Clevera
merlin.pl