Kiedy świat próbuje mnie przytłoczyć i klęska nadciąga za klęską, zawsze sięgam po jakąś żelazną pozycję, która stawia mnie na nogi i wyposaża w kolejną dawkę optymizmu. Tym razem padło na Trzech panów w łódce. Jak zwykle, panowie Jerome, Harris i Jerzy okazali się niezawodni.
Niewiarygodne, że książka została napisana przeszło 100 lat temu. Ludzkie charaktery wcale się nie zmieniają. Mogłabym przysiąc, że wśród znajomych i rodziny potrafiłabym wskazać osobowości zbliżone do owych trzech panów, ale też do bohaterów wplecionych w opowieść anegdot. Na przykład – kultowa dla mnie postać – Wuja Podgera… całkiem, jakbym go znała całe życie. A pies – to już zupełnie odrębna historia. Znałam kilka terierów i uważam, że opis charakteru i zachowania Montmorency’ego jest absolutnie mistrzowski i zawiera wszystko, co każdy przyszły właściciel powinien o tej rasie wiedzieć (żeby się przygotować na przewrócenie życia do góry nogami).
Zmęczeni wyczerpującymi obowiązkami dnia codziennego trzej młodzi ludzie (nie licząc psa) decydują się spędzić wspólnie wakacje. Najbardziej atrakcyjnym i kuszącym
z rozważanych pomysłów okazuje się być kilkunastodniowa wycieczka wynajętą łodzią po Tamizie. Dzień przed wyjazdem siedząc przy kolacji snują piękne plany, a jaka będzie ich realizacja – to już trzeba przeczytać samemu. Dodam tylko, że nieco inaczej wygląda perspektywa porannej kąpieli w rzece, kiedy się ją planuje, a całkiem inaczej, gdy ma nastąpić jej realizacja.
Od czasu, kiedy po raz pierwszy przeczytałam tę książkę, wracam do niej nieustannie. Autor jest doskonałym gawędziarzem, a przy tym świetnie przekazuje fakty dotyczące historii odwiedzanych miejsc i – co wcale nie jest łatwe – dobrze sobie radzi z opisami przyrody. Książka jest pełna błyskotliwego humoru i bardzo – używając tego zapomnianego słowa – akuratnych obserwacji zachowań i charakterów bliźnich. Nie wiem sama, ile razy czytałam ten tekst, a wciąż niezmiennie przy nim chichoczę… i za każdym razem odnajduję coś nowego.
Przyznam po cichutku i w tajemnicy, że marzy mi się kiedyś – chociaż nie jestem typem podróżnika – taka wyprawa szlakiem trzech panów, może niekoniecznie samą Tamizą, ale przynajmniej wzdłuż jej brzegów. Może kiedy zamknę oczy uda mi się przenieść w tamte czasy i poznam moich ulubionych podróżników osobiście?
Wydawnictwo CiS, Zysk i S-ka, Vesper