Dziwię się - wydanie tej książki powinno być wydarzeniem - przemknęła zaś ona bez większego echa. Być może powodem jest skierowanie jej tylko do niszowej grupy dojrzałych czytelników komiksu. Błąd marketingowy, a szkoda. Nie jest to, bowiem komiks, nie jest to też książeczka z obrazkami, choć można ją przeczytać mądrzejszym dzieciakom.
Jest to natomiast wysmakowana baśń, w której pisarz łączy umiejętnie dawną japońską legendę z wykreowanym przez siebie światem Pana Snu – Sandmana. Baśn pełna jest elegancji, żywych postaci i tego tchnienia, dzięki, któremu wiemy, iż mogłaby być prawdziwa. To historia o miłości niemożliwej do zrealizowania, o poświęceniu i niezłomności zasad. Historia o młodym mnichu i lisicy przybierającej kobiece kształty, o opętanym strachem wróżbiarzu i o śnieniu.
Gaiman dobrze odrobił lekcję, nie tylko naśladując wyrafinowany styl japońskiej baśni, ale wzbogacając go o urokliwe scenki mieszane z scenami pełnymi niesamowitej mrocznej baśniowej okrutności (oczywiście w granicach gatunku). Pomimo tego Senni Łowcy pozostaliby tylko dobrym opowiadaniem z nienarzucającym się ukrytym przesłaniem, gdyby… Właśnie... Gdyby nie powstała jako wspólny projekt bajarza i malarza, i to projekt równorzędny, w którym dokładnie połowę książki stanowią strony z tekstem i połowę strony z obrazami wspólnie się uzupełniając i opisując.
To właśnie malarz, grafik i rysownik Yoshitaka Amano zmienił tę jedną z wielu gaimanowych opowieści w przeżycie kulturalne i doznanie zmysłowe. Bez przesadnych ekstatycznych ochów i achów to jest naprawdę warte poznania. Już ze złoconej twardej oprawy książki spogląda na nas postać, niepozostawiająca wątpliwości, co do swojej nienaturalnej obcości, ale i skrytej za dumnym spojrzeniem ciekawości wobec ludzkiego rodzaju. To Morfeusz – sam Sandman, Władca Snu. Ostra kreska Yoshitaki Amano pozwala cieszyć się książką, wielokrotnie nawet, jeśli sama historia jest nam już znana na pamięć. Te obrazy szepczą wprost do umysłu niemal przyprawiając o obłęd. Wspaniałe barwne grafiki oddają niesamowity klimat opowieści, przydając jej kolejnych warstw i znaczeń.
Marcin Marchlewski