Czytelnicy, którzy mieli już okazję spotkać się z Tsatsikim, z zainteresowaniem sięgną po drugą część jego przygód. Nie tylko po to, by przyjemnie spędzić wieczór, lub, jak kto woli, wieczory z książką, czytając razem z dzieckiem i nie tylko po to, by dowiedzieć się, iż można mieć dwóch tatusiów. Tsatsiki i tata... to kolejna część przygód tego samego, małego, chłopca, którego pomysły są wciąż tak samo zaskakujące i świeże, jak w pierwszej części. Myli się jednak ten, kto w trakcie lektury choć przez moment pomyśli sobie, że zakończenie jest oczywiste … - to tylko pozory.
Tsatsiki jest już w drugiej klasie, zdobywa pierwsze pocałunkowe doświadczenia, zdaje test odwagi i zostaje okularnikiem, a to nie wszystko. Mówiąc krótko – dzieje się wiele, a najważniejsze wydarzenie, to spotkanie z tatą, którego do tej pory znał tylko z opowieści Mamuśki. Konfrontacja z niewidzianym dotąd ojcem okazuje się być dla ośmiolatka olbrzymim wyzwaniem, zwłaszcza że nie tylko o tatę powiększa się rodzina Tsatsikiego.
Książka Nilsson emanuje przede wszystkim radością życia. Aż chce się wrócić do własnej, szarej, codzienności i wzorem szalonej Mamuśki przemalować ją wszystkimi kolorami tęczy. Czytając kolejne strony nabiera się wiary w to, że można być naprawdę szczęśliwym nie mając idealnego życia. Wszytsko zależy od własnego zaangażowania i odpowiedniego spojrzenia. Tsatsiki i Mamuśka pomagają je zmienić na bardziej zielone.
Poznając Tsatsikiego czytelnik spotyka chłopca o wielkiej wrażliwości i uświadamia sobie jak zaborcze potrafią być dzieci w stosunku do osób które kochają. Doznaje on zaskoczenia jak czułe potrafią być na punkcie własnego ja, jak funkcjonują w relacjach z innymi i jak boleśnie wspominają niespełnione obietnice. Jest to wiedza cenna zwłaszcza dla tych, którzy do tej pory nie mieli zbyt wielu okazji do kontaktów z ośmioletnimi milusińskimi. Autorce zapewne nie chodziło o stworzenie portretu psychologicznego dziecka, ale Tsatsiki jest właśnie dzieckiem z życia wziętym – na wskroś prawdziwym. Ma swoje wady i zalety i napewno nie jest chłopcem idealnym, mimo że tak właśnie twierdzi jego mama.
Czy warto sięgać po książkę dla dzieci, skoro wokół jest tyle „dorosłej” literatury, a o czas na przeczytanie chociażby porannej gazety, co raz trudniej? Jeśli warto zadawać sobie pytania o rolę ojca, partnerstwo na poziomie rodzice dziecko, granice poświęcenia dla dobra potomka, samodzielność, zaufanie dziecku to odpowiedź brzmi tak.
Powyższe pytania to tylko niewielka część z tych, jakie między wierszami stawia Moni Nilsson. Są one tym bardziej aktualne, że każdy z nas w jakiejś familii funkcjonuje, a wokół, co raz więcej rodzin odbiegających od schematu „tradycyjnych”. Autorka nie skupia się jednak na zarzucaniu czytelnika ciężkimi pytaniami. To jakby tylko efekt uboczny, jednakże bardzo cenny, bo czy nie warto sięgnąć po lekturę, która oprócz dawki nieinfantylnego humoru, może zapewnić również odrobinę refleksji, jeśli tylko zechce się spojrzeć głębiej.
Moni Nillsen napisała pięć książek o Tsatsikim. Zachęcam do ich lektury choćby tylko po to, by samemu przekonać się o racji szwedzkich dzieci, które aż trzy książki z serii okrzyknęły książkami roku. Była to wprawdzie kategoria wiekowa 7-9 lat, ale przecież każdy z nas ma w sobie coś z dziecka. Dajmy i jemu przeczytać czasem dobrą książkę.
Zakamarki
ISBN: 978-83-60963-81-4