Zwiastunka – Bartłomiej Sztobryn

Muszę szczerze powiedzieć, że ta książka przysporzyła mi wielu mieszanych uczuć – i to jeszcze zanim tak naprawdę zacząłem ją czytać. Ale to też trochę moja wina – uwielbiam, gdy opowieść uruchamia moją fantazję, a zapowiedź Zwiastunki zapoczątkowała wiele ciekawych wyobrażeń. Potem zacząłem lekturę...

okładka książki

I znów muszę być szczery – musiałem cokolwiek zmienić swoje wyobrażenia. Na szczęście – bez rozczarowań. Jakkolwiek książka zafundowała mi całkiem niezłą huśtawkę nastrojów – od uśmiechu, przez zadumę, aż po całkiem czystą złość. Ale o tym ostatnim za chwilę.

Zwiastunka to opowieść zamieszczona w świecie „Dzikusek” – komiksowej serii, do której napisał również Bartosz Sztobryn. Tym razem jednak opisane są wydarzenia wcześniejsze, dzięki czemu książka doskonale się sprawdza jako samodzielna całość. Na pewno stało się tak w moim przypadku.

Główną postacią jest Ola – nastolatka – zbuntowana i szukająca swojego miejsca w świecie. Tło rodzinne też nie jest zbyt ciekawe i kiedy w pewnym momencie decyduje się na ucieczkę z domu, ja – jak czytelnik – nie byłem zaskoczony.

Zgodnie z klasycznymi zasadami literatury, to właśnie wtedy zaczyna się właściwa „przygoda”. O ile Ola znała już część praw ulicy, a przynajmniej takie miała wrażenie. Uważała się za silną i zdecydowaną, ale to dopiero miało przyjść. Najpierw jednak odnalazła się w grupie niebezpiecznie zbliżonej do sekty, a potem nastąpiło „przebudzenie”.

To tyle jeśli chodzi o wątek – nie będę wam więcej zdradzał. Natomiast warto wspomnieć trochę o emocjach – i to nie tylko tych wywołanych fabułą. Książka mi się podobała – jest bardzo przyjemnie „brudna”. Od początku sprawia, że moja ciekawość od razu zaczęła tańczyć tango z poczuciem dyskomfortu, a niepokój flirtował z agresją. Z jednej strony wiem, że znałem takie osoby – chyba wszyscy znali kogoś takiego – i choć nie często nie czułem się przy nich specjalnie dobrze, to zawsze w powietrzu wisiało pytanie „co się z nimi stało?” Czy potrafiłbym z nimi porozmawiać, czy chciałbym, jak sobie radzą... W tej płaszczyźnie absolutnie pominąłem fantastyczny aspekt książki, bo cała historia brzmiała aż nadto wiarygodnie. Mogłem się w niej odnaleźć i kiedy wreszcie uznałem nadprzyrodzoną warstwę tej opowieści, jej działanie było tym bardziej niesamowite.

Autor dostarczył mi, jako czytelnikowi, mnóstwa powodów do przemyśleń nad własnymi bieżącymi wyborami, wpływem otaczających mnie ludzi i rolą w społeczeństwie. Brzmi to jak wniosek na wyrost, ale bądźmy szczerzy – największe podróże często zaczynają od małych kroków. A podróż ze Zwiastunką była wyjątkowo ciekawa.

W tym miejscu muszę jednak powiedzieć, że czegoś mi zbrakło – nie w historii, ale w warsztacie. Punk jako charakter i styl życia już dawno i dość mocno został zaimportowany do popkultury. Często ma on wtedy formę wymuskaną, gładką, dopracowaną i doinwestowaną – taką, która sprawia wrażenie przejściowego etapu w życiu, zamienionego później na pracę w korporacji. Są oczywiście też formy depresyjne, szczere i autentycznie brudne z hasłem „no future” wymalowanym w spojrzeniu. W przypadku Zwiastunki zabrakło mi trochę dosadności i zdecydowania. Z jednej strony chodzi o to, do której z tych form bardziej można przypisać Olę, z drugiej – o tak prozaiczną sprawę jak język. Autor odrobinę nadużywa homeryckich niemal metafor na opisanie wulgaryzmu, który w tym konkretnym przypadku byłby jak najbardziej na miejscu. To był główny powód mojej złości. Brakowało mi tego uwiarygodnienia. Nie przepadam za takim językiem, ale tym razem, jego brak – moim zdaniem – niepotrzebnie łagodził przekaz.

A byłem zły, bo wszystko inne co czułem, było zupełnie pozytywne. Opisy, wstawki, cytaty, realia czasowe i odniesienia do aktualnych mód (podobał mi się wers o Jasiu Śnieżce, ale boję się, czy da radę przetrwać próbę czasu)… wszystkie one sprawiały, że wsiąkałem w książkę i zaczynałem się rozglądać w poszukiwaniu bohaterów. Właściwie, to wciąż się rozglądam…

Kamil Świątkowski

Wydawnictwo K2A
ISBN: 978-83-962363-0-2