Uwielbiam takie książki. O ile pamięć mnie nie myli, to uwielbiałem je jeszcze w podstawówce, czyli mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że minęły już dekady od czasu, kiedy ten rodzaj półkowników zaczął mnie zachwycać.
Jeśli kiedykolwiek interesowaliście się historią, to macie pojęcie o tym, jakie znaczenie miał Konstantynopol w czasach swojej świętości. Aż trudno uwierzyć, że w którymś momencie stracił swoją szansę i dziś znany jest chyba przede wszystkim jako atrakcja turystyczna. A mogło być tak kolorowo..., ciekawie..., bajecznie... wręcz bizantyjsko.
1453... to z jednej strony książka historyczna – rzetelna i dopracowana – a z drugiej to historyczna opowieść o oblegających i oblegających, o fortelach i unikach, o blefach i specyficznie pojmowanej dyplomacji.
Jak to ma zazwyczaj miejsce w przypadku dobrych półkowników, tak i tym razem, tytuł jest tylko pretekstem do przedstawienia szerokiej historii nie tylko samego miasta, ale również stron biorących udział w oblężeniu. Mamy więc doskonale wprowadzony rys historyczny z punktu widzenia cesarstwa, oraz historię starań i „snów o Stambule”.
W opisie na IV stronie okładki wydawnictwo zamieściło informację o „dwóch bohaterach” tej opowieści - „władcy imperium osmańskiego i ostatniego cesarza Bizancjum”. Ja do tego zestawu dołożyłbym jeszcze jedną pozycję...
Konstantynopol był obiektem marzeń różnych zdobywców i władców chyba już od początku swojego istnienia. Czasem się bronił, a czasem poddawał. Przez lata potyczek przyglądał się rozwojowi zbrojeń i innowacjom – balisty, czarny proch, czy ogień grecki – wiele z nich próbowało przedostać się przez mury miasta. Jedno z dział, nazwane „Bazyliką”, w końcu dokonało niemożliwego. Wspaniałe miasto upadło.
Z Konstantynopolem kojarzy mi się jeszcze jedna myśl. To właśnie to miasto zawsze wyobrażałem sobie, gdy słuchałem baśni o pięknych pałacach i bogatych mieszkańcach. Trochę z tej bajkowości najwyraźniej udzieliło się autorowi 1453..., bo lektura książki nie była niczym innym, jak czystą przyjemnością i pożytecznie spędzonym czasem.
Minęło już sporo czasu, od kiedy poznawanie historii było elementem obowiązkowej codzienności i dziś czytam takie książki tylko dla siebie. Frajda nie jest mniejsza ani na jotę. !453 -Upadek Konstantynopola wraca na półkę i mam nadzieję, że sięgną po nią pozostali domownicy.
Wydawnictwo Rebis
ISBN: 978-83-7510-811-8
Przeczytaj również:
Przeczytaj również
Bizancjum