Katastrofa w elektrowni jądrowej miała miejsce ponad trzy dekady temu. Najprawdopodobniej zawinił błąd ludzki, jednak teorii spiskowych, szpiegowskich, politycznych i fantastycznych powstało sporo. Być może nawet wciąż powstają… i seriale... i książki...
Jedno, co warto, to upić się warto,
Siedzieć i płakać i śpiewać to warto...
Zupełnie „nie wiem” dlaczego właśnie ten cytat i ten utwór towarzyszył mi w myślach podczas lektury książki Krótka historia pijaństwa. Na pewno jednak pomógł mi on w utrzymaniu właściwego nastawienia do tego tematu. A muszę przyznać, że było całkiem ciekawie.
Historia jest jedną z najbardziej subiektywnych dziedzin naukowych. Owszem istnieją podręczniki, które starają się przekonać czytelnika, że przedstawiają jedyną obiektywną i słuszną wersję wydarzeń. Jednak nic nie smakuje tak dobrze, jak historia opowiedziana z osobistego punktu widzenia.
Ustalmy fakty. Za oknem jest mniej więcej piętnaście na minusie. Mamy styczeń, który za wszelką stara się udowodnić, że ciągle jest miesiącem zimowym, a z braku dowodów wizualnych posiłkuje się Celsjuszem. I powstaje ten mały dylemat. Z jednej strony wcale się nie chce wychodzić z domu, a z drugiej... chciałoby się posiedzieć w jakiejś chacie na zaśnieżonym stoku, przy ogniu w kominku i z filiżanką góralskiej herbatki w ręku.
Lubię dużo czytać i nie ukrywam, że stawiam przed książkami różne zadania. Czasem mają mnie przenieść w zupełnie inny świat, czasem rozbawić, a jeszcze innym razem opowiedzieć o życiu osób, które cenię, albo pouczyć w jakimś bardzo interesującym temacie. Zauważyłem, że pod tym względem warto czasem sięgnąć po wydawnictwa mniejsze i bardziej niszowe. Treść tego, co publikują, wydaje się dla nich wyjątkowo ważna.
Szczerze nie jestem w stanie powiedzieć, co sprawiło, że zdecydowałem się sięgnąć po tę książkę. Najprawdopodobniej była to wzmianka o Dumasie i ciekawość, co łączy Czarnego Hrabię z Hrabią Monte Christo. Tymczasem książka zaskoczyła mnie całkowicie.
To właściwie bardziej album, niż książka. Jednak trzeba pamiętać, że czasem warto obrazami uzupełnić każdy tysiąc słów. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z tematyką taką jak rekonstrukcja zwyczajów i przygód naszych przodków.
Ta książka jest zdecydowanie źle wydana. To znaczy – ma twarde okładki i obwolutę oraz kapitałkę (co nie jest bez znaczenia), ale ciągle uważam, że czegoś w tym wydaniu brakuje. Może pożółkłego i lekko chropowatego papieru, a może oprawy w skórę z delikatnymi okuciami na rogach, może wreszcie kompasu ukrytego w grzbiecie. No nie wiem – czegoś mi tu zabrakło.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś to dziwne uczucie, że wiecie coś więcej niż inni? Nie... nie chodzi o wiedzę ogólną, ale o to uczucie, że zauważyliście coś bardzo istotnego w miejscu, w którym wszyscy inni nie zauważyli nic. Znacie to?
I zapytam jeszcze z drugiej strony – jeśli coś podobnego Wam się kiedyś przytrafiło, to co z tym zrobiliście. Jak bardzo wytrwali byliście w dążeniu do sprawdzenia własnych przeczuć? Czy może od razu przyjęliście punkt widzenia ogółu?
Dawno, naprawdę dawno, temu Heinrich Schliemann wziął do ręki egzemplarz Iliady i wyruszył z nim na poszukiwania historycznej Troi. Wieść niesie, że przestudiował dokładnie zarówno dzieło Homera, jak i topografię starożytną miejsca, w którym – jak podejrzewał – powinna się znajdować Troja. Archeolog do tego stopnia zawierzył starożytnemu autorowi, że gdy natrafił na Skamander zdjął buty i wszedł do wody, by sprawdzić, czy ma ona odpowiednią temperaturę... Schliemann był bardzo wytrwały w swoich poszukiwaniach i w ich efekcie odnalazł swoją Troję(1).
To była druga połowa wieku dziewiętnastego, a sama archeologia, jako dziedzina, była bardziej awanturniczą przygodą, niż ściśle pojmowaną nauką.
Właściwie to powinienem powiedzieć, że jest to książka w sam raz na wakacje. Czyż nie marzyliście kiedyś, że odnajdziecie wielki skarb? Że podczas wakacji nad morzem odnajdziecie starą mapę z krzyżykiem i gdy dorośniecie odnajdziecie to miejsce? A może sami rysowaliście mapy. Co pobudzało Waszą wyobraźnię?