Gdy czytam biografie muzyka, czy artysty innego rodzaju, zawsze szukam smaczków, o których oficjalnie nie wspomina się zbyt często. Staram się jednak odnaleźć również informacje na temat szczególnie znanych, lub interesujących mnie utworów. Realizacja tego zadania jest szczególnie przyjemna, gdy mam do czynienia z autobiografią. Jak daleko artysta posunie się w szczerości.
W przypadku Claptona, tytułami, których pochodzenie chciałem sprawdzić, były trzy utwory, które znałem głównie z występu w MTv Unplugged. Ta trójka to oczywiście Layla, Tears in Heaven oraz Wonderful tonight. Nie ukrywam – są to już mocno skomercjalizowane kawałki, ale skąd się wzięły, jak powstały. Tylko na temat drugiej wiedziałem coś więcej, a i to, jak przez mgłę.
Żądny wiedzy zasiadłem do lektury. Zanim jednak dotarłem do oczekiwanych wyjaśnień zapoznałem się z kolorowym i burzliwym, choć nie zawsze łatwym, życiem Erica Patricka Claptona. Zanim Autor dotarł do drugiej połowy swoich „lat dwudziestych ja już miałem wrażenie jakby opowiedział wydarzenia z co najmniej półwiecza. Większość z tych informacji zdecydowanie nie pasowała do wizerunku statusiałego muzyka w okularkach, jaki sobie o nim wyrobiłem do tej pory. Absolutna szczerość tej autobiografii zaskoczyła mnie całkowicie – ale nie tylko w płaszczyźnie hasła: sex, drugs and rock'n'roll. Bo przecież faktu, że znał wszystkich wilekich muzycznego świata mogłem się spodziewać, jak również tego, z którymi z nich grał, z którymi grywał, a którzy byli dla niego wzorami. Clapton otwarcie przyznaje, kiedy ktoś wywarł na nim wrażenie, jak bardzo rozbudowało się jego własne Ego, czy wreszcie opisuje chwile niemal zazdrości – kiedy warsztat muzyczny kolegów zdecydowanie przewyższał jego własny.
W rock'n'rollowej recepcie na życie zawsze zastanawiało mnie dość swobodne podejście do wszelkich zasad i norm, zwłaszcza tych moralnych. Od skrajnych ordodoksji po równie odległe peryferie anarchii – taka sinusoida emocji i wartości jest chyba charakterystyczna dla większości muzyków z czasu szalonych lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Inną charakterystyczną cechą było to, że pisali piosenki dla cudzych żon, w których oczywiście się kochali. Jak się okazuje Layla jest właśnie jedną z takich piosenek. Clapton napisał ją na cześć Pattie Boyd, małżonki George'a Harrisona. Sam Autor podkreśla jak otwartym i oczywistym wyznaniem było napisanie tego utworu. Co ciekawsze, jego uczucie nie zostało wtedy odwzajemnione. Ale Clapton nie ustępował i historia zakończyła się prawie happy endem. Prawie, bo jednak z biegiem lat drogi tej pary również rozeszły się. Zanim to nastąpiło powstał jeszcze jeden utwór napisany, kiedy muzyk zniecierpliwiony czekał na Pattie, która dość długo szykowała się do wieczornego wyjścia. Wonderful tonight to drugi z poszukiwanych przeze mnie utworów i drugi poświęcony tej samej kobiecie.
Trzeci utwór, Tears in heaven powstał po tragicznym wypadku, któremu uległ syn muzyka, Conor ale nie dotyczył tylko samego chłopca. Clapton odnosi tę piosenkę również do swojego zmarłego dziadka, który go wychował, i którego artysta bardzo cenił.
Cała książka pełna jest właśnie takich, osobistych wspomnień i nieznanych faktów z historii Claptona i jego muzyki. Szczerość i zawarta między wierszami duma z własnych dokonań przeplata się z bezpardonową samokrytyką i lekkim i przyjemnym w odbiorze słowem.
Nawet jeśli nie słuchasz bluesa, ale znasz takie kanony, jak Layla, My Father Eyes czy I shot the sheriff, to „Autobiografia” Erica Claptona na pewno Cię wciągnie.
Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 978-83-245-8665-3