Przy kominku dopiero od niedawna polecamy Wam również płyty CD. Staramy się, by powiązać z każdą z nich jakąś książkę, którą warto przy niej poczytać. Pierwsze więc, od czego zaczynamy recenzję, to szperanie po półkach i polowanie na odpowiedni tytuł. Tym razem początek był co nieco inny.
Utwory zebrane na trzech płytach CD obejmują spory kawałek muzycznej historii. Skorzystałem więc z okazji, że pod jednym dachem zebrały się akurat trzy pokolenia i zrobiliśmy sobie własną wersję teleturnieju, w którym wszyscy chcieli zgadywać już po jednej nutce. Jednym razem się udało, innym nie, ale pod koniec zabawy wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy byli też zgodni w jednej kwestii – muzyka tworzona kiedyś i ta dzisiejsza, to dwa zupełnie różne światy. W którymś momencie każdy potrafi przypomnieć sobie tytuł piosenki z młodości, a może nawet zanucić jej kawałek. A dzisiejsze hity... są zupełnie niezapamiętywalne.
No ale do rzeczy – i „do książki”. Wybór nie był prosty, a muzyka nie bardzo chciała podpowiadać. Z tytułów, które aktualnie mieliśmy na przykominkowej tapecie nie nadawało się nic. Nie chcę dać do zrozumienia, że mamy tu dość czasu, by czytać jedną książkę kilka razy, ale tym razem sięgnąłem do „historii”. I tak wybór padł na Piękne Istoty.
Książka – pozornie – nie ma nic wspólnego z tym albumem. Zapuszczone miasteczko w USA i dorastające problemy dorastających nastolatków. Niemniej jednak lektura potrafi czytelnika przenieść w czasy młodzieńcze i tak samo działa album Marek Dutkiewicz. Przeboje życia
Trzy płyty, które składają się na ten album, zapełnione są bardziej lub mniej znanymi i lubianymi utworami, które łączy nazwisko Marka Dutkiewicza. Już na miły początek powitał mnie Bemibek i utwór „Podaruj mi trochę słońca”. Potem wystarczyło tylko wygodnie się rozsiąść i słuchać dalej. „Malinowy król”, „Luz Blues”, „Wstawaj, szkoda dnia”, „Jolka”, czy „Za ostatni grosz”... wszystkie bez wysiłku spowodowały nawrót wielu miłych wspomnień, a czas przyjemnie zwolnił.
Jestem przekonany, że gdy oparłem się łokciem brzeg kanapy, przy utworze „Bądź gotowy dziś do drogi” czułem wiatr we włosach. Nawet jeśli był to chwilowy przeciąg, to ja i tak na pewno siedziałem wtedy w oldsmobilu typu kabriolet.
Nie mogę jednak tym razem zostawić albumu bez kilku uwag. Oprócz utworów oryginalnych znajdziecie tu również kilka coverów. I tu, niestety, album mi trochę zgrzytał. O ile „chodź, pomaluj mi świat” w wykonaniu De Mono przepływa przez pokój bez większych zagłuszeń, o tyle ścieżkę, na której Ewa Farna śpiewa „Latawce, Dmuchawce” najchętniej wytarłbym z płyty gumką myszką.
Na szczęście album ma aż trzy płyty i mnóstwo muzyki dla każdego.
Przy tej płycie najmilej czytać:
Piękne Istoty