Na początku wszystko zdawało się przemawiać przeciwko tej książce. Debiutujący autor – a właściwie nawet debiutujący autor “zbiorowy”, bo książka została napisana przez dwie panie i rzeszę doradców – tom zapowiadany, jako początek sagi, tematyka “dorosłej” młodzieży, a do tego wszystkiego całość została osadzona w realiach prowincji Południa Stanów Zjednoczonych. Czy ta książka mogła mnie zaskoczyć? A jednak...
Zaskoczenie było – nawet jeśli niewielkie. Po przewróceniu ostatniej strony, ku swojemu delikatnemu zdumieniu stwierdziłem, że książka mi się podobała. Niewątpliwie stało się tak dzięki “przyjemnemu językowi”, jak mógłbym określić pióro obu autorek, oraz dzięki temu, jak zgrabnie udało im się wpleść wątki historyczne i fantastyczne w całkiem udany teen-suspens.
Pewnego rodzaju zaskoczeniem było też dla mnie użycie terminu “piękne istoty”. Wbrew temu czego próbowalem się domyślić drążąć oczywiste kierunki, nie chodziło tu ani o wampiry, ani o anioły. Inne, opisane przez autorki, siły ponadnaturalne są jednak literacko równie malownicze, na czym książka niewątpliwie skorzystała.
Najsłabszym ogniwem całego opowiadania jest nastoletnia para bohaterów, a właściwie sam fakt, że akcja dzieje się wśród nastolatków. Trudno przecież od piętnastolatka oczekiwać udziału w poważnej zagadce kryminalnej – takiej ze zbrodnią, włamaniami, krwią, a może nawet ze śmiałymi scenami, których telewizje nie chcą pokazywać przed godziną 23.00. Po prawdzie – jakakolwiek próba umieszczenia nastolatków w tego typu - dorosłej - przygodzie naraża książkę na “unaiwnienie.” Autorkom Pięknych Istot udało się jednak uniknąć tej pułapki.
Okazało się, że umieszczenie akcji opowieści w małym, postkonfederackim miasteczku, które nigdy nie pogodziły się z wygraną Północy, a największym wydarzeniem jes tcoroczne odtwarzanie bitwy, o której prawie nikt nie słyszał, pozwoliło na podkreślenie w jak prosty sposób pewne zachowania są przekazywane z rodziców na dzieci. Dotyczy to w większości przypadków tych negatywnych zachowań. Miasteczka takie, jak Gatlin, w których każdy obcy traktowany jest jak najeźdźca, a próby samodzielnego myślenia, czy oryginalności praktycznie grożą samosądem i spaleniem na stosie, mają ku temu szczególne predyspozycje. Zazwyczaj pierwsze chętne do podpalania są Żony z Rady Miejskiej, a zaraz potem ich córki, które wiernie kopiują matczyną nienawiść.
Do tego typu obserwacji nastoletnie pokolenie Gatlin nadaje się idealnie. Nastroje społeczne są jednak tylko tłem do głównego wątku.
Rytuały przejścia oraz postaci nadprzyrodzone są już całkiem szeroko opisane w literaturze, czy kinie i wymyślenie czegoś nowego staje się coraz trudniejsze.A jednak Piękne istoty próbują zaistnieć i na tej płaszczyźnie i muszę przyznać, że im się to nawet udaje.
Wydawca zapowiada książkę, jako pierwszą część czterotomowej sagi. Na tę chwilę zapowiada się ciekawie, ale mam nadzieję, że autorkom uda się uniknąć kilku powtórzeń, a lektura następnych tytułów będzie jeszcze przyjemniejsza.
Łyński Kamień
ISBN: 978-83-927607-2-6
Przeczytaj również
Istoty Ciemności
Istoty Chaosu