Garbage Day – Shane Willis

Tym razem recenzja gry w nieco innym formacie. Przedstawiamy wam Garbage Day – grę imprezowa dla 2 do 5 graczy. Rozgrywka trwa do 30 minut.

okładka książki

Najpierw zwrócić uwagę.
Opakowanie, jakim jest poręczny zielony kubełek imitujący podwórkowy śmietnik, przykuwa, choć na krótką chwilę, wzrok przebiegający po sklepowych półkach. Porządny plastik; wielka, gryząca się z zielenią kosza, czerwona nazwa oraz rysunki w tle wskazujące na to, że tytuł jest stworzony dla „beki”. Po zdjęciu wieczka ukaże się talia podziurkowanych kart oraz instrukcja. Opakowanie jednak nie służy tylko przechowaniu kart i nie jest zabawnym przedmiotem, w który można z odległości wrzucać piłeczki pingpongowe – jest integralną częścią gry. Po wyciągnięciu zawartości, należy odwrócić wieczko tworząc podstawę dla całej rozgrywki (tak, rzućmy śmiało planszę).

okładka książki

Karty – nowy/stary pomysł
Z kartami do gry zrobiono już wiele i trudno wymyślić coś nowego, a to używa się ich poszczególnych fragmentów, a to obraca się je na druga stronę, a nawet toczy gry, w których nie wiemy co jest na karcie wyłożoną przed nami. Tutaj autor, widząc sukces gry o rozsypującej się wieży z klocków Jenga!, postanowił zamiast drewna wykorzystać papierowe kartoniki. Domki zbudowane kart są już przysłowiowe, ale tu nadano temu temat i cel.

Dopchnę jeszcze nogą nim się przepełni!
Każdy, kto kiedykolwiek żył w warunkach samczo-działkowych, lub akademickich, wie jak problematyczną kwestią jest wynoszenie śmieci. Ten, kto to zrobi, czuje, że sam stał się tym, co wynosi. To kwestia honoru, by się nie zbrukać ludzkimi odpadami, nie ważne swoimi czy cudzymi. To zajadła walka o zasady, i w kąt należy rzucić jęki kobiet. To bitwa umysłów i rzucanych na wiatr kalumnii. To Wojna!

okładka książki

Trochę o zasadach
Celem gry jest pozostać jedynym, który nie odpadnie, czyli nie przepełni swojego kąta mieszkania (tu przedstawionego jako karta pokoju), co stanie się jeżeli nasza zręczność, opanowanie i precyzja okażą się być na poziomie pierwotniaków. W każdej turze zagrywamy jedną z trzech posiadanych na ręce kart, po czym dobieramy do trzech. Karty dzielimy na dwa rodzaje: karty śmieci i karty akcji specjalnych, czyli karty psot. Karty śmieci przedstawiają różne odpadki, puste butelki, ścierki, resztki jedzenia itp., a cyfra na nich przedstawiona określa gabaryty. Po przekroczeniu w swoim własnym pokoju ilości śmieci o równowartości 10 gabarytów, musimy wszystkie karty natychmiast dołożyć na śmietnik, najlepiej tak, by żadna z nich nie spadła i nie strąciła żadnej innej.
Karty z ręki, w zależności od jednego z trzech symboli na nich przedstawionych, musimy dołożyć do swojego pokoju, położyć na piętrzący się już na śmietniku stos, lub podrzucić do pokoju współlokatora – innego gracza, zmuszając go do szybszego zajęcia się porządkami w jego pokoju.
Karty psot to karty akcji mające z reguły za zadanie zamieszać w rozgrywce na korzyść zagrywającego je gracza. Nadaje to oczywisty losowy, ale i imprezowy, klimat negatywnej interakcji.
Jeżeli podczas ostrożnego dokładania kart na kubeł, tak by otworki w nich nie były zasłonięte przez inne karty poniżej jakiekolwiek spadną – zalewają nas. Oznacza to, że mogą po przekroczeniu pewnej ich liczby (zależnej od liczby graczy) wykluczyć nas z rozgrywki.

okładka książki

Zalety
Jest to szybka i niedroga gra imprezowa z ciekawym pomysłem oraz miłymi dla oka grafikami. W zalewie olbrzymich pudełek, jej kompaktowe opakowanie także jest zaletą. Krótki czas rozgrywki nie spowoduje, że gracze, którzy odpadli, zaczną się nudzić. Typowa gra, w której liczy się zarówno trochę szczęścia, jak i precyzyjnej zręczności, którą z czystym sumieniem można polecić.

Wady
Wydaje się jednak, że gra mogłaby zaoferować trochę więcej. Powstałe zagranicą dodatki zwiększające ilość i różnorodność kart, zwłaszcza kart akcji, korygują mankament powtarzalności rozgrywki. Szkoda, że polski wydawca nie zdecydował się wydać ich z podstawową wersją gry (natomiast wrzucił kilka kart promocyjnych nie wyjaśniając ich zdolności). Zdarzyło się kilka literówek zarówno na kartach jak i w instrukcji. Zabrakło też zarówno zabawnego polskiego tytułu (co może odbić się na sprzedaży – a byłoby szkoda, gdyż poprawione wydanie i dodatki są, jak zwykle, zależne od sprzedaży wersji pierwotnej), jak i polskich akcentów na paru kartach np.: folijki po parówkach, puszki paprykarza szczecińskiego, czerstwego koguta z Kazimierza, czy tępej golarki elektryczna z supermarketu. Doradzam wziąć to pod uwagę przy ewentualnym kolejnym wydaniu i zrobić konkurs na kilka polskich kart, co przy okazji rozreklamuje produkt

Marcin Marchlewski

Wydawnictwo Mayday Games & Gamiko.pl