Tak się jakoś złożyło, że po ciężkim tygodniu nabraliśmy ochoty, by zapolować na wilka. Odezwał się w nas zew łowczego i poszukiwaliśmy tytułu, który pomógłby nam ten zew zaspokoić. Trochę się przeliczyliśmy, ale i tak okazało się, że zabawa była zaskakująco przyjemna.
Instrukcja i zasady
Zaskakująco, bo Wilki i owce to gra, która w pewnym stopniu przypomina grę „w kropki” znaną ze szkoły podstawowej (no z liceum też, ale już rzadziej). Zamiast kartki w kratkę (dowolnej wielkości) mamy tu zestaw kafelków, które możemy do siebie dopasowywać – w taki sposób, by utworzyć, możliwie największe, pastwisko dla naszych owieczek. Na każdym z kafelków mogą występować różne rodzaje terenu – wioska, las, łąka, staw oraz cztery kolory owieczek. Najważniejsze jest, by pamiętać, że następny dołożony element musi pasować do sąsiadujących ścianek. W zależności od tego, w jakim miejscu wyłożymy nasz fragment dobierzemy od jednego do czterech dodatkowych kafelków. Grę zaczynamy zachowując kolor owieczek dla siebie. Później możemy się ujawnić, ale zazwyczaj bywa tak, że przeciwnik dość szybko domyśla się, jakim kolorem gramy.
Celem gry jest zbudowanie jak największego pastwiska. Dodatek umożliwia również budowanie stawów, które mogą zwiększyć naszą pulę punktową. Należy jednak pamiętać, że jeśli w lesie sąsiadującym z naszym pastwiskiem grasuje wilk, to punkty z tego terenu nie są uznawane, bo i owieczki nie są tam bezpieczne. Na szczęście są również kafelki myśliwego, które pomagają rozprawić się z wilkami. Podobnie w przypadku stawu – mamy rybaków i straż rybacką.
Ach i jeszcze jedno – liczą się tylko pastwiska w pełni ogrodzone.
Wiek, liczba graczy i czas gry.
Wilki i owce to bardzo ciekawy i zabawny przykład gry rodzinnej. Wiek minimalny – ustalony przez wydawcę na 7+ jest dla nas zupełnie zrozumiały – choćby ze względu na konieczność bycia cierpliwym w realizacji swojej taktyki. Umiejętność blefowania też będzie tu bardzo przydatna. Liczba graczy nie pozostawia pola do negocjacji – minimum dwóch i maksimum czterech zawodników. W jakim składzie grać najlepiej? Prawdopodobnie w trzy osoby – jeden kolor pozostaje wtedy wolny i – przynajmniej w pewnym zakresie – pozwala swobodniej zaplanować taktykę, a i pozostałym graczom nie będzie tak łatwo zgadnąć, kto jakim kolorem się posługuje.
No i wreszcie czas – według wydawcy 30 minut. Och nie bądźmy tacy skromni... nam bez trudu udawało się przebić ten czas – za każdym razem równie przyjemnie. Zatem tę informację z pudełka traktujemy raczej jako punkt wyjścia, niż jako punkt zejścia.
Opakowanie, gra i ogólne wrażenie
Opakowanie to małe i poręczne pudełeczko, a mimo to nie brakuje w nim powietrza. Gra została wydana od razu z dodatkiem, a przestrzeń w pudełku mogłaby sugerować, że takich dodatków będzie jeszcze kilka. Ale znów – nawet jeśli to stara śpiewka – luźne miejsce możecie wykorzystać na dopakowanie dwóch talii kart, i zestawu kości i całe pudełko spakować do plecaka, a następnie ruszyć sobie na wycieczkę – pod namiot, lub do schroniska. Albo nawet na wczasy w hotelu – w każdym z tych miejsc będzie Wam się grało równie miło. Podczas naszych redakcyjnych rozgrywek pojawiły się głosy, że Wilki i owce to takie „Carcassone”, ale dla młodszych graczy. Zdania mieliśmy podzielone, ale faktycznie pewnych podobieństw nie sposób było nie zauważyć.
Rozgrywki minęły nam w przyjemnej atmosferze, nawet wtedy, gdy musieliśmy bezczelnie oszukiwać się wzajemnie (czyli wprowadzać przeciwnika w błędne przekonanie, że gramy czerwonymi), czy podkładać sobie wzajemnie świ... wilka, czy też rybaka. Interakcja poza planszą – bardzo korzystna dla atmosfery. Zaznaczyliśmy już, że umiejętność blefu jest tu mile widziana, bo nie od początku wiadomo, kto gra jakim kolorem. Od samego początku jednak warto być bardzo skupionym na tym, co się dzieje na samej planszy. Potrafi się ona rozrosnąć w wielu kierunkach i opanowanie sytuacji w kilku miejscach nie zawsze nam się uda. Być może warto sobie odpuścić niektóre zakamarki i oszacować niebezpieczeństwa i szanse. Może pójście za mniej liczny stadem, ale z dobrą lokalizacją nad stawem okaże się właśnie kluczem do zwycięstwa?
Cóż... po kilku rozgrywkach sami pewnie dojdziecie do wniosku, kto jest dobrym pasterzem, a kto...baranem.
A zabawa jest wyśmienita!