Życie Pi – Yann Martel

To nie jest cieplutka nowość, ani nawet zeszłoroczny bestseller. I nie ukrywam, że bezpośrednią przyczyną napisania o niej jest wydanie związane z ekranizacją Życia Pi. Ale prawda jest też taka, że to naprawdę dobra książka i warto mieć ją w swoich zbiorach.

okładka książki

Nie będę ukrywał, że Życie Pi nie jest książką łatwą. Być może nawet nie każdemu uda się ją przeczytać w pierwszym podejściu. Ciężko napisać dobrą książkę z jednym niemal bohaterem. Podobnie ciężko może mieć później czytelnik, który między okładkami szuka akcji za akcją... A jednak czasem się udaje.

Pi to dość oryginalne imię, ale jak dość szybko się dowiadujemy jest to skrót od imienia jeszcze bardziej oryginalnego, ale przysparzającego bohaterowi mnóstwa kłopotów. W grę wchodzi tu sprytny, angielskojęzyczny żart oparty na podobieństwie fonetycznym wyrazów „piscine” i „pissing”. Wytłumaczenie pozwolę sobie zostawić na tym właśnie etapie. Dość powiedzieć, że Pi nie miał łatwego dzieciństwa.

Pi nie miał również łatwego startu. Wprawdzie jego rodzina była właścicielami w ZOO, ale nie oznaczało to, że opływa w luksusy. W kraju, z którego pochodził bogactwo było wystawne, bieda piskliwa i głodna, a przepaść między jednym, a drugim ogromna. Tak więc każda szansa wyrwania się ku lepszemu nie czekała zbyt długo na chętnych. Chłopcu nie zawsze się podobało się to, co go spotykało i poszukiwał własnych dróg. A potem przyszła katastrofa morska.

Życie Pi to wbrew pozorom nie tylko książka o przetrwaniu na morzu. Choć takie można odebrać pierwsze wrażenie. Podróż łodzią z tygrysem jest tak naprawdę tylko nieco przydługim epizodem. Chociaż... może lepiej pasowałoby stwierdzenie, że to tylko sposób do wejrzenia w siebie i poznania własnych słabości, ale również i swoich mocnych stron. Narażenie na niebezpieczeństwo i długi czas obcowania tylko z własnymi myślami zazwyczaj taki właśnie efekt wywiera na człowieku.

A teraz jeszcze jest film. Nie chcę zagłębiać się w odwieczny spór, co jest lepsze – książka, czy jej adaptacja. Dość jednak powiedzieć, że najczęstszym efektem takiego stanu rzeczy jest kolejna dyskusja, co powiedzieć chciał autor, a co przekazał reżyser i który z nich lepiej wpłynął na wyobraźnię odbiorcy...

Tak więc, jeśli chcecie iść na film, nie będę Was zatrzymywał, ale do przeczytania książki namawiam gorąco. Jeśli zdążycie – zróbcie to przed filmem, by wyrobić sobie własne „obrazy”.
Życie Pi to książka mądra i sugestywna, ale również – co nie jest tak łatwo zauważalne w filmie – nie jest pozbawiona absurdu. Wyrzuty sumienia nad zabitą rybą, czy ultraszczegółowa inwentaryzacja posiadanego wyposażenia, a jedno i drugie w beznadziejnej sytuacji rozbitka na oceanie. A czy wspomniałem, że inwentaryzacja uwzględniła pełną morderczych intencji hienę oraz wcale nie mniej zabójczego tygrysa?

Przeczytajcie sobie Życie Pi, bo to książka, którą warto mieć na półce, ale na tę konkretną pozycję przygotujcie sobie trochę czasu i spokoju, bo z Życiem Pi nie warto się pospieszać.

Kamil Świątkowski

Wydawnictwo Albatros
ISBN: 978-83-7659-928-1




tę książkę dostaniesz w Fabryka.pl" , Selkar.pl oraz