Kiedy książka jest napisana dobrze, i do tego ma świetną sprzedaż, to wydaje się, ze zrecenzowanie jej nie powinno powodować żadnych problemów. Inspiracja udziela się niemal natychmiast, a słowa same przychodzą do głowy i spływaja na klawiaturę. Jedyne, co tak naprawdę trzeba wtedy zrobić, to nadążyć z pisaniem. A co, jeśli taka książka ma kontynuację?
Prawdę mówiąc nawet w przypadku najlepszej książki borykam się zawsze z tym samym problemem – jak zachęcić do lektury, bez zdradzania wątków i niespodzianek, a tym samym bez psucia przyjemności z czytania. Nieprzyjaciel Boga nie jest w tym wypadku wyjątkiem. Opowieść jest bardzo atrakcyjna i bez wątpienia warta przeczytania, a jeśli chodzi o treść – cóż...
Już w pierwszym tomie Cornwell przekonał nas, że nie ma zamiaru powielać ogólnie przyjętych mitów związanych z Arturem i jego rycerzami. Oczywiście nie każdy może chcieć odbrązawiać swoich bohaterów. Cornwell wprowadził więc bardzo ciekawy wątek tłumaczący, kiedy i w jaki sposób nastąpiło „przekłamanie” prawdziwej historii. Nikt nie poczuł się chyba zaskoczony faktem, że zmieniona wersja, była tak naprawdę zamówiona, a „poprawki” wynikały z romantyzmu zamawiającej.
W drugiej części – konsekwentnie – główny bohater, a zarazem główny kronikarz nie szczędzi słów krytyki dla wojowników, którzy zajmowali się przede wszystkim tworzeniem własnych legend, zamiast właściwą walką. Najwięcej oberwało się przede wszystkim Lancelotowi – ale patrząc na jego działania trudno się dziwić.
O ile pierwszy tom można uznać bardziej za kronikarski i relacjonowany z umiarkowanym obiektywizmem, o tyle drugi tom zawiera zdecydowanie więcej rozterek natury niemal Babiniczej, z którymi musiał się uporać Derfel. Wybór pomiędzy miłością, a obowiązkiem wydaje się w tym wypadku jeszcze najprostszy. Problemy zaczynają się, gdy na dwóch szalach wagi położona jest lojalność względem dwóch osób, które ceni sobie najbardziej. Wyboru nie ułatwia też sytuacja polityczno religijna na wyspach. Wojny były wprawdzie na porządku dziennym, ale ostatnio toczyła się chyba również wojna pomiędzy najstarszymi bóstwami celtyckimi, a pozostałościami po wizytach Rzymian. Między dwa walczące panteony wdziera się jeszcze trzeci „zawodnik”, stawiający na grę solo.
Historia zaczyna się, kiedy na wyspach jest względnie spokojnie, ale zgodnie ze słowami druida, na spokoju nie da się niczego zbudować. Potrzebny więc jest konflikt i burza. Tylko czy można ufać staremu szaleńcowi, który pragnie dla dobra własnych ludzi ciągnie kraj w kierunku przeciwnym do rozwoju? Oceńcie sami.
Instytut Wydawniczy Erica
ISBN: 978-83-62329-06-9