Zawsze czytałam dużo. Jednak sięgając po tę książkę nie spodziewałam się, że przeżyję taki wstrząs. Nie jest to lektura, którą można polecić dla relaksu. Z pozoru wydaje się zwyczajna. Zagadkowym jest jedynie sam tytuł „Zaksięgowani”. Czytelnik żyjący już trochę na tym świecie skojarzyć może go z pieniędzmi, księgowością. I słusznie. Rzecz dzieje się bowiem w świecie ubezpieczeń.
Trzymając w ręku niepozorną czarną książeczkę pomyślałem sobie bezlitośnie „znowu skarano mnie debiutem”. Nie znałem nazwiska autora wcale. Przynajmniej do momentu gdy zagłębiłem się w notkę o nim na obwolucie książki. Dotarło do mnie, że spotkałem się już z jego pokrzepiającymi wypowiedziami odnośnie stanu dzisiejszej młodocianej fantastyki w innej publikacji Powergraphu. Tym razem Michał Cetnarowski zaparł się lwią, pazurzastą łapą i postanowił pokazać, iż rzeczywiście nie poprzestaje tylko na redakcji „młodych” autorów ale i sam chce wnieść coś do światka pisarskiego.
Jest coś takiego w książkach młodzieżowych, że czytają się szybko i z niemałą przyjemnością. Dość często zawierają pokaźny ładunek pozytywnych rad i prawie nieskazitelnych charakterów. Kiedyś jednak opowieść się kończy, a książka wędruje na półkę. Przez chwilę pobudzi jeszcze wyobraźnię i drobne dyskusje, aż pojawi się następna historia.
Piąta część przygód trójki przyjaciół z warszawskiego gimnazjum, to już pełnometrażowy, dwuczęściowy dreszczowiec z gatunku political fiction. Nie brak w nim nawet odpowiednio podanych elementów humorystycznych. Historia jest mocno rozbudowana i wielowątkowa. Na szczęście nie wszystko jest wyjaśnione do samiutkiego końca. Bo wtedy by było troszeczkę za słodko.
Nowe idzie. Właściwie to powoli człapie. Idzie pod górę i do tego często zbacza na manowce. Porównane do pokonywanej drogi nie jest przypadkowe, biorąc pod uwagę tytuł zbioru - wiele zapowiadającego, ale czy niosącego równie wiele ze sobą?
Zarówno treść tej książki, jak i moje, związane z nią odczucia zmieniały się wielokrotnie. Nawet po przeczytaniu całości nie jestem do końca pewien przesłania tej historii. Przemian tych nie nazwałbym jednak kameleonimi – raczej już kalejdoskopowymi – bo w żadnym momencie nie zmierzały w kierunku utożsamienia się z opowieścią, lecz wręcz przeciwnie. Za wszelką cenę starałem się stawić jej czoła własnymi wnioskami.
Feliks Net i Nika – oraz Pułapka Nieśmiertelności
Historia kołem się toczy, nie ma już nic nowego – bo wszystko, co nowe, na pewno kiedyś już było. Czytając tę książkę, nie mogę się powstrzymać od takiej właśnie refleksji. I w sumie trudno się dziwić – przecież nie wyrzuca się sprawdzonych rozwiązań. Ale muszę też dodać małe zastrzeżenie – jest w tej opowieści coś odświeżającego.