Są książki, które czytają się szybko, dla których możemy poświęcić nawet sen. Są i takie, które odkładamy po przeczytaniu kilku zdań, bo nie jesteśmy w stanie odnaleźć w nich sensu i zamiast czytać dla przyjemności to robimy to z musu. Lektura Gdańskiego depozytu z całą pewnością nie będzie dla nikogo przymusem.
Z każdą kolejną stroną wchodzimy głębiej w miasto. Adamkowicz zabiera nas na niezobowiązujący spacer po Gdańsku, swobodnie skręcając w kolejne uliczki, bez jasno określonego celu – miasto wciąga.
Tytuł – gdyby się uprzeć – mógłby sugerować, że na pierwsze zabójstwo będzie trzeba trochę poczekać. Okazuje się jednak, że w książce trup ściele się gęsto, a nawet bardzo gęsto. A jeśli oczekujecie happy endu i pomyślnego rozwiązania zagadki – cóż...