Na księgarskich półkach pojawiła się właśnie najnowsza książka Póki pies nas nie rozłączy Romualda Pawlaka. Jej recenzja już wkrótce powinna zagościć na naszych stronach. Zanim to jednak nastąpi pozwoliliśmy sobie zadać autorowi kilka pytań. Poniżej przedstawiamy efekt tego miniwywiadu.
„Pogodnik trzeciej kategorii”, „Rycerz bezkonny”, „Wilcza Krew”, „Miłek z Czarnego Lasu”, a teraz „Póki pies nas nie rozłączy”. To tylko wycinek z szerokiego i zróżnicowanego dorobku. Co spowodowało, że zaczął Pan pisać, i który gatunek sprawia Panu największą frajdę.
Pisać zacząłem, bo dużo czytałem i wreszcie trafiłem na książkę, która kończyła się tak, że postanowiłem dopisać właściwe zakończenie. To „Tylko cisza” Bohdana Peteckiego. Fantastyka. Ale dziś piszę różne rzeczy i nie umiem powiedzieć, który gatunek lubię najbardziej. Każdy ma swoje zalety i ograniczenia.
Na podstawie „Pogodnika...” można wysnuć przypuszczenie, że lubi Pan humor absurdalny... Czy może Pan krótko opowiedzieć o swoich wzorcach i inspiracjach?
Humor uwielbiam, absurdalny tym bardziej, Monty Python to jest to, ale i dobry kabaret też przyciąga. Ostatnio podoba mi się Kabaret Młodych Panów, a także spółka autorska Malicki & Laskowik. Oni mnie może nie inspirują, ale oglądanie ich to przyjemność nie tylko dla oka, także dla rozumu. Bo dobry humor to coś więcej niż slapstickowe wygłupy.
Tytuł ostatniej książki również sugeruje dużą dozę humoru, choć na swojej stronie reklamuje ją pan jako powieść obyczajową. Skąd pomysł na taką książkę i na taki zwrot?
Humor w książce nie wyklucza bycia powieścią obyczajową. Może nie jest to polska tradycja, ale np. w literaturze anglosaskiej wielu kpiarzy w istocie uprawiało całkiem solidną literaturę obyczajową. „Póki pies…” próbuje o czymś opowiedzieć, o pewnym kryzysie, ale perypetie Egona pozwalają się im przyjrzeć z innego punktu widzenia. A sama historia wzięła się stąd, że mój pies pozwolił mi naprawdę inaczej spojrzeć na świat. Zmienił mnie. Niejeden raz zastanawiałem się, dlaczego coś wydaje mu się ciekawe, chociaż ja w tym niczego ciekawego nie widzę? No i rozmowy. Istnieje jakieś tajemne porozumienie psiarzy. Jak idzie ktoś z pieskiem, łatwiej go zagadnąć, powiedzieć choćby „Dzień dobry”. A często jest to początek innej rozmowy. Mam wrażenie, że pies otwiera nas na… człowieka.
Czy po napisaniu „Póki pies na nie rozłączy” zauważył Pan w sobie, jako pisarzu, jakąś zmianę?
Na gorsze. Stężenie psich bohaterów w mojej prozie wzrasta tak gwałtownie, że za chwilę zaczną występować we wszystkich moich tekstach. Próbuję się ratować, w nowej powieści wprowadzając kota i żadnych psów. Ale nie wiem, czy to pomoże.
Jakie jest Pańskie największe pisarskie marzenie, a jaka jest największa obawa?
Marzeniem jest napisanie książki, która silnie utkwi w świadomości czytelników, będą ją pamiętać po latach, a część osób uzna, że coś zmieniła w ich postrzeganiu świata, pozwoliła coś zrozumieć. Obawa? Że zacznę się powtarzać.
Czy ma Pan jakąś radę dla czytelników sięgających po Pana książki?
Nie wiem, czy autor powinien takich rad udzielać… ale zgoda. Na przykład „Póki pies…” jest pisany w konwencji literatury kobiecej. Ale bardzo bym się ucieszył, gdyby czytelnicy pamiętali, że ona może różnie wyglądać, a oczyma autora-mężczyzny tym bardziej, czyli raczej należy się nastawiać na coś innego, otworzyć na pewne zmiany, niż oczekiwać, że będzie pisana w taki sposób, w jaki piszą najczęściej kobiety. Bo akurat nie próbowałem nikogo naśladować.