Przyroda i jej ochrona to bardzo… hmmm ciekawy i wymagający temat. Szczególnie jeśli chodzi o rozmowę z młodszym przedstawicielem naszego gatunku. Ale jeśli przyjrzeć się mu dokładniej, to właściwie zawsze tak było. Po prostu nieco inaczej to wyglądało. A jak się uważnie słuchało…
Niewielka paczuszka czekała cierpliwie w skrzynce na listy. Cztery piętra wyżej – już nie tak cierpliwie – czekali na nią Naczelny i Redackyjny Chochlik. Paczuszka zawierała bowiem książeczkę, którą ten pierwszy miał wypróbować na tym drugim. Tymczasem...
Pierwsze pytanie, jakie zrodziło się w mojej głowie po wzięciu książĸi do ręki, brzmiało: Jaka znowu wydra; co oni (autorzy, wydawnictwo) znowu wymyślili? Bo że „rzecz” dotyczy pałacu w Wilanowie jasno wynikało z tytułu. Jak się okazuje wydra to ulubienica króla Jana III Sobieskiego, która, ku rozpaczy tego ostatniego, uciekła właśnie w dniu wydania wspaniałej uczty. Autorka zaprasza nas do zwiedzania królewskiej rezydencji z czasów panowania Jana Sobieskiego i Marysieńki. I nie jest to jeden z wielu nudnych przewodników, ale interesująca gra, którą pochłania się jednym tchem. Czyta się ją niemal jak powieść detektywistyczną, z niecierpliwością oczekując odnalezienia tytułowej wydry.
Wanda Chotomska jest jedną z autorek, której twórczość towarzyszy mi od dzieciństwa, choć muszę szczerze przyznać, że nie pamiętam, kiedy, po raz ostatni, miałem z tą twórczością kontakt. Podobny problem mam również z określeniem, kiedy, po raz ostatni, widziałem jeża. 30 lutego to właśnie opowieść o jeżach... i o szczotkach.
Zapewne nazwisko Davies nie mówi wam wam , ale autorka, po studiach z zoologii na uniwersytecie w Cambridge, jest fachowcem, który z pełnym profesjonalizmem może się wypowiadać na temat komunikacji w świecie zwierząt. Do tego jest to kobieta z fantazją – mieszka sobie z owieczką szetlandzką, którą strzyże kuchennymi nożycami. Hmm... – co tu dużo mówić – ktoś taki z pewnością potrafi przemówić do dziecięcej wyobraźni.
Kto to widział nie jest zwykłą książką. Nie jest też tradycyjnym przewodnikiem. Autorzy zapraszają dzieci do jej współtworzenia. Sama chętnie chwyciłabym za kredki by zabrać się za jej uzupełnianie, ale obawiam się, że mój syn mógłby mi tego nie wybaczyć. Idealną sytuacją byłoby zabranie przewodnika ze sobą na spacer po Łazienkach i „kolorowanie” go w miarę zwiedzania kolejnych miejsc i obiektów. W dowolnej kasie parku można wypożyczyć specjalnie do tego celu przygotowany koszyczek z materiałami plastycznymi.
Książki dla dzieci można z całą pewnością podzielić na dwie główne grupy. Pierwszą z nich są te książki, które dzieci mogą czytać same i czerpać do woli z zawartych w nich mądrości i rozrywki. Drugą grupę, do której zaliczyłbym również Zwierzyniec Państwa Sztenglów, to książki, które tak naprawdę wcale nie są dla dzieci.