Uwielbiam takie książki. O ile pamięć mnie nie myli, to uwielbiałem je jeszcze w podstawówce, czyli mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że minęły już dekady od czasu, kiedy ten rodzaj półkowników zaczął mnie zachwycać.
„Na morzu mężczyzna zna swoje miejsce. Wie, kto jest jego wrogiem, kto przyjacielem. Politycy nie siadają do wioseł.”
Młody, obiecujący, ale biedny jak mysz kościelna pisarz Ariston, podziwiający czyny boskiego Aleksandra Macedońskiego niespodziewanie dostaje swoją szansę – list od damy
z propozycją spotkania.
Bizancjum to zdecydowanie jeden z ciekawszych półkowników, z jakimi miałem ostatnio do czynienia. I również jeden z bardziej praktycznych. Dla tych, którym wydaje się, że samo słowo ”Bizancjum” kryje w sobie wiele tajemnic wydawnictwo Rebis przygotowało książkę z kilkoma niespodziankami. Dla innych – którym temat nie jest całkowicie obcy – ta książka, to cenne źródło informacji.
Zazwyczaj, kiedy jakieś zjawisko określa się mianem „kolejnego” sugeruje to, że mamy do czynienia z czymś co już mocno spowszedniało i prawdopodobnie nie pociaga za sobą dotychczasowej atrakcyjności. Ja jednak powiem, że Hotel Transylwania to kolejna i do tego ciekawa książka o wampirach.
Nie zamierzam ukrywać, że do każdej nowej światodyskowej książki Terrego Pratchetta podchodzę niemal bezkrytycznie. Nie chodzi tylko o markę, jaką stworzył, czy o to, że stał się przewidywalny. Wręcz przeciwnie – oswoiłem się z tym fikcyjnym światem na tyle, że nawet treść nieco słabszej jakości nie jest w stanie mnie zniechęcić do odwiedzin. Ale tym razem miałem do czynienia z książką nie będącą częścią tego cyklu.
Moja droga do tej książki była chyba równie długa, jak sama podróż Marco Polo. W odróznieniu jednak do podróżnika, ja bardziej przypominałem sójkę. Za każdym razem, kiedy próbowałem się zabrać do lektury, pojawiała się inna, na pierwszy rzut oka ciekawsza. Poza tym wydawało mi się, że wiem o tej historii wystarczająco dużo, więc nie potrzebowałem poszerzać swojej wiedzy, aż tak nagle. Oczywiście byłem w błędzie.
Każdy, kto choć trochę interesował się historią na pewno, przynajmniej raz, zadał sobie pytanie o losy świata bez kluczowych, przeważnie negatywnie odbieranych, postaci. Jednym z najpopularniejszych nazwisk w takich statystykach jest oczywiście Hitler.
Są książki, które świetnie się czyta, cudownie się o nich opowiada, które wybuchają fajerwerkami w wyobraźni... a potem odstawione na półkę czekają, by znów po nie sięgnąć. Ale nie oszukujmy się. Przy tylu nowych tytułach rocznie beletrystyka musi poważnie zabłysnąć, żeby przyciągnąć uwagę raz jeszcze.
To niezmiernie ciekawe zjawisko, jak historie zataczają pełne koła, a gusta i punkty widzenia zmieniają się w czasie. Pamiętam, że jako dziecko zawsze zazdrościłem rówieśnikom, którzy po wakacjach przywozili mnóstwo opowieści i wrażeń z Krymu i wakacji we wschodnich kurortach. To było osiągalne, bo cały Zachód skrywał się za żelazną kurtyną egzotyki. Tam żyły baśnie i mity, ale nic realnego i osiągalnego. Potem zawiało i kurtyna opadła. Egzotyka stała się powszechna – teraz wszystko już było osiągalne. Kwestia chęci i sponsora.
Ale chyba jednak nie mam racji...