Mogę śmiało powiedzieć, że okres intensywnej nauki uważam za zamknięty. Czuję ulgę i radość, że w końcu będę mogła spędzać weekendy w inny sposób, niż na uczelni. Rozkoszując się wolnym popołudniem nie mogłam nie sięgnąć po książkę. Ach… nareszcie będę mogła bez wyrzutów sumienia, że nie zrobiłam czegoś „ważnego” na uczelnię, czytać, czytać, czytać…
Świat zdecydowanie oszalał i dzieje się coś zdecydowanie dziwnego. Tym razem nie chodzi jednak o kolejną wypudrowaną część sagi o zniewieściałych przedstawicielach wampirzej populacji. Tym razem świat został opanowany – prawie w całości – przez hordy zombie. Istoty, które porzuciły wszelkie odruchy człowiecze w sposób tak samo definitywny, jak zgnilizna, która odbiera martwe i niepotrzebne już członki...
Że niby już było?
Wprawdzie nie mogę ostatnio narzekać na nudę i brak emocji w moim życiu, ale sięgnęłam po thriller żeby się pocieszyć – że ktoś się potrafi wpakować w jeszcze większe kłopoty niż ja…
Pomogło.
Już pierwsze strony tej książki przypomniały mi pewien bardzo popularny serial i hasło z plakatu I want to believe. Słowa, które wydawały się stanowić motto Archiwum X można z całą pewnością zastosować również i do tej książki. Lektura jest przede wszystkim rozrywkowa i pod wieloma względami bardzo ciekawa, a kto wie... może gdzieś tam leży również „cała prawda”.
Czy znacie to wrażenie, kiedy wsiadacie do autobusu ze słuchawkami w uszach, a Wasza ulubiona melodia powoduje, że nieświadomie kiwacie głową i w myślach śpiewacie razem z wokalistą? Oczywiście może się zdarzyć, że z wiekiem takie zachowania są coraz rzadsze i na swój sposób coraz bardziej krępujące, ale muzyka wciąż działa pobudzająco. A teraz wyobraźcie sobie taki sam efekt, ale bez słuchawek na uszach...
Z tą książką miałem poważny problem. Nie wiedziałem, od czego zacząć przy jej opisywaniu, a przede wszystkim jaki charakter powinna przyjąć ta recenzja. W dobie ponownej popularności tematyki korsarskiej tego rodzaju pozycja nie powinna zaskakiwać, ani tym bardziej wprawiać w zadumę, a jednak jest coś, co ją wyróżnia.
Niewykluczone, że Templariusze, to najbardziej nieznany “znany” zakon. Nagromadzone przez nich rzekome skarby, były równie sławne, co tajemnicze. Bez wątpienia zasługiwali na miano królewskich księgowych ale ich wartość dało się zmierzyć nie tylko złotem.