Na początek mała przestroga. Jeśli – jakimś cudem – dysponujecie smokiem i używacie go do odstraszania nieprzyjaciół i nieproszonych gości, pod żadnym pozorem nie pozwólcie gadzinie ugryźć, bądź – co gorsza – zjeść żadnego z waszych wrogów. Mogłaby się ona rozsmakować w ludzkim mięsie i – gdy wrogów zabraknie – zwrócić swoje zęby ku wam i kłopot gotowy.
Bezgłowe postaci, czy białe damy, a także nieszczęśliwi kochankowie, to bardzo popularni bohaterowie baśni i legend. Ale tylko nieliczni z nich mieli dość szczęścia, by zaistnieć w popkulturze, a przez to dać się bliżej poznać szerszej widowni. Książka z wydawnictwa BOSZ trochę zmienia ten stan rzeczy.
Na początku muszę przyznać – z delikatną nutą smutku – że Polskie Starówki, to książka chwilowo nieaktualna. Nie znaczy to jednak, że jest przez to cokolwiek gorsza. Gdyby było inaczej, mógłbym już zaraz powiedzieć, że wszystkie zdjęcia z albumu przypominają mi weekendowy spacer.
W ten konkretny, listopadowy, weekend postanowiłem się zmierzyć z niezbyt typową lekturą – Nekropolis Adama Bujaka. Nietypową, bo jest to album, a nie czysta beletrystyka. Do tego zdjęcia, które w nim zamieszczono, są dość wyjątkowe.
Czy pamiętacie czasy, kiedy Ziemia była płaska, horyzont był naprawdę daleko, a granice świata wytyczało własne osiedle, a wyprawą nazywało się wszystko, co przekraczało pokonanie więcej niż dwóch przecznic?
Przewodnik, czyli tam i z powrotem, komunikacją miejską. Najbardziej odpowiednim miejscem do czytania przewodników wydaje się być stan przemieszczania się. Tylko w warunkach polowych można przetestować je pod każdym możliwym kątem. Stołeczne środki komunikacji porannej, które nie miały sobie nigdy nic do zarzucenia, w niczym nie umywają się stopniem trudności do rajdów katamaranem przez amazońską puszczę lub wyścigów foczych zaprzęgów środkiem Sahary. Być może nawet podobnie trudno jest spotkać wymarzony, względnie nie zapełniony autobus jak podobnie trudno spotkać odpowiednio zmotywowaną fokę.