Kiedy świat próbuje mnie przytłoczyć i klęska nadciąga za klęską, zawsze sięgam po jakąś żelazną pozycję, która stawia mnie na nogi i wyposaża w kolejną dawkę optymizmu. Tym razem padło na Trzech panów w łódce. Jak zwykle, panowie Jerome, Harris i Jerzy okazali się niezawodni.
Porządkując książki po remoncie znalazłam ten polski kryminał - napisany i osadzony
w czasach PRL, jakoś skojarzył mi się z czwartkową Kobrą (którą pamiętam raczej słabo, ale o której wiele słyszałam), a może z porucznikiem Borewiczem.
Co jakiś czas mam ochotę sięgnąć po dobry kryminał (zwłaszcza, jak świat wokół mi się naraża), więc naturalne jest, że wciąż wracam do Agathy. Uwielbiam opisywaną przez nią atmosferę małych angielskich miasteczek, a szczególnie podziwiam pewną starszą panią, która zna odpowiedzi na wszystkie zadane i niezadane pytania.
Przyznam, że czytałam tę książkę na raty – różne dziwne okoliczności, od remontu mieszkania poczynając na komplikacjach w życiu zawodowym kończąc, nie pozwoliły mi na przeczytanie jej jednym ciągiem. Tematyka zainteresowała mnie nie tylko dlatego, że lubię historię, ale dlatego – a może przede wszystkim – że w moich żyłach płynie trochę tatarskiej krwi.
Wygodnie usadowiona na kanapie, z kubkiem ulubionej kawy, wzięłam do ręki Taniec nad przepaścią. I wsiąkłam… Jak zawsze, kiedy sięgam po lekturę traktującą o magii. Ale ta książka jest o czymś więcej.
…wszystko jest kwestią interpretacji…
Muszę przyznać, że trochę wstrząsnęła mną ta lektura. Niby zdajemy sobie sprawę z potęgi mediów, niby wiemy, że elektroniczne gadżety (których zresztą jestem niepoprawną wielbicielką) coraz bardziej nas od siebie uzależniają, jednak właściwie wcale nam to nie przeszkadza. A może powinno?
Niezwykła opowieść rycerza pierwszej krucjaty do Ziemi Świętej
Muszę przyznać, że zgodnie z tym, co napisano na okładce faktycznie jest to niezwykła opowieść. A właściwie wiele splecionych ze sobą opowieści i niech nie zwiedzie nikogo, iż niektóre z nich wydają się być całkowicie nieprawdopodobne.
Nie ukrywam, że sięgnęłam po tę książkę z dużym wahaniem, ponieważ nie przepadam za literaturą sensacyjną, ale… zainteresowała mnie postać autorki. Kathy Reichs jest antropologiem, więc istniała szansa, że wątek naukowy potraktuje rzetelnie. No i nie zawiodłam się. Co więcej, książka naprawdę mi się spodobała. Miałam poważne problemy
z oderwaniem się od lektury.
„Może gdy opowiadamy swoje historie, one opowiadają nas, ukazując, co w naszym życiu można, a czego nie można wytłumaczyć”.