To już trzecia książka pod przykominkowym patronatem, którą mam okazję recenzować. Powiem wprost: dumna jestem, że ta powieść ma nasze logo na obwolucie. Sięgnęłam po nią niemal w biegu, bo ostatnio absorbuje mnie sporo różnych przedsięwzięć mocno kurczących mój wolny czas. Patrząc jednak na notkę o autorze widzę, że mam jeszcze sporo do nadrobienia…
Trzecie dno - to bardzo dobry przykład książki sensacyjnej – lekkiej w czytaniu, z wciągającą i odpowiednio nieprawdopodobną intrygą, barwnymi postaciami, które dość jednoznacznie zyskują sympatię, bądź antypatię czytelnika. Choć muszę przyznać, że w tym ostatnim przypadku można trochę podyskutować...
Rzeczywistości nigdy nie można być pewnym.
Czytając od dłuższego czasu głównie ustawy, komentarze i tzw. prawniczy bełkot, mój umysł domagał się czegoś innego, co pozwoliłoby mi oderwać się od codzienności. Amsterdam Parano to właśnie taka książka. Autobiografie lubiłam zawsze. Ich lektura to swego rodzaju podążanie przez różnorodne wydarzenia z osobami, które w nich uczestniczyły. To jakby stanie z boku i obserwowanie. A w przypadku książki Michała Puchalaka jest co obserwować…
Pamiętacie to uczucie, które kiedyś towarzyszyło Wam każdego roku mniej więcej w okolicach 24, czy 26 czerwca? Za oknem jasne słońce, a do ostatniego dzwonka zostały tylko dwie lekcje... a potem już tylko plecak, pociąg i podróż w bardziej, lub mniej sprecyzowane nieznane.
Dla realistów ta książka będzie jak pokrzepiająca, mocna, poranna kawa budząca umysł na kolejny dzień pracy. Dla hurraoptymistów, to będzie czarna lura, a jej smakowanie może się okazać bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem. Pesymiści będa się rozkoszować tą powieścią utwierdzając się w swoim spojrzeniu na świat. Nieważne kto po nią sięgnie, ma ona otworzyć oczy, pomóc czytelnikowi spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość bez zniekształceń, pozbawić złudzeń.