Przewodnik, czyli tam i z powrotem, komunikacją miejską. Najbardziej odpowiednim miejscem do czytania przewodników wydaje się być stan przemieszczania się. Tylko w warunkach polowych można przetestować je pod każdym możliwym kątem. Stołeczne środki komunikacji porannej, które nie miały sobie nigdy nic do zarzucenia, w niczym nie umywają się stopniem trudności do rajdów katamaranem przez amazońską puszczę lub wyścigów foczych zaprzęgów środkiem Sahary. Być może nawet podobnie trudno jest spotkać wymarzony, względnie nie zapełniony autobus jak podobnie trudno spotkać odpowiednio zmotywowaną fokę.
Kolejną grą, która zawitała na przykominkowym stole jest Skryptorium. Nazwa gry nie pozostawała nam obojętna – skrywa w sobie przyjemnie dużą dozę tajemnicy i obietnicę egzotyki. Bo właśnie egzotyką dla (współczesnego) laika jest to, co działo się drzwiami tego pomieszczenia.
Nic nie da, gdy dowiesz się jak. Nie musisz zrozumieć dlaczego. Nie wystarczy, byś odkrył kto. On zawsze będzie krok przed tobą.
Książki czytać lubię. Najczęściej mając do wyboru film albo książkę, wybieram tą drugą opcję. Wyjątkiem są jednak wszelkie horrory i thrillery. Trudno mi powiedzieć z czego to wynika, ale biorąc pod uwagę te właśnie gatunki przeważnie wybieram jednak filmy. Być może wiąże się to z tym, że łatwiej przychodzi mi obejrzenie ekranizacji niż wyobrażanie sobie strasznych rzeczy i czytanie opisów zbrodni. Niestety (w tym przypadku) w trakcie lektury moja wyobraźnia pracuje aż za nadto intensywnie, co w rezultacie powoduje niekiedy nocne koszmary.
Marzenia… Któż ich nie ma? Czasem sięgają gwiazd, czasem są prozaiczne, a czasem… czasem wywracają świat do góry nogami. Przyznaję, że nie należę do osób konsekwentnych, ani stałych. Nie wiem, czy umiałabym wytrwać w dążeniu do jednego tylko celu. Chyba nie. W każdym razie jeszcze nigdy mi się nie udało aż tak skupić na czymś jednym. Tym bardziej więc podziwiam autorkę książki,...
Sobotnie popołudnie, a za oknem chlapa… Zwinęłam się więc na kanapie w towarzystwie kubka ulubionej kawy, dwóch niemałych psów i głównej bohaterki, Niny Petrykowskiej. Na kilka godzin zagłębiłam się w świat szesnastolatki i jej rodzinno-sercowo-koleżeńskich problemów.
Za każdą fortuną kryje się zbrodnia
Honore de Balzac
Po powieści sensacyjne sięgam rzadko. Od czasu do czasu sięgam po nie, ot tak dla odmiany. Biorąc więc do ręki Sprawę Rembrandta oczekiwałam, że i tym razem będzie podobnie. A jednak… lektura książki wciągnęła mnie do tego stopnia, że poświęciłam na nią nie tylko popołudnie i wieczór, ale i część nocy. Nie mogłam się od niej po prostu oderwać. Miałam wrażeniem jakby w mojej wyobraźni wyświetlany był film, od którego nie można oderwać wzroku.
Intrygujący tytuł, dwanaście opowiadań, których lektura może wzbudzać w czytelniku wiele skrajnych emocji – to właśnie książka Zemsta jest kobietą. Zemsta, czyli chęć odpłacenia się za wyrządzone krzywdy – to temat przewodni. Samo słowo budzi wiele skojarzeń: oko za oko, ząb za ząb, zemsta jest słodka, zemsta smakuje nawet na zimno… Skąd jednak pomysł, by zemsta była kobietą?
Omal nie popadłam w kompleksy podczas lektury tej książki. Może nie czytam wszystkiego, co jest na świecie wydawane, ale fakt, że nigdy o żadnym z opisywanych autorów niczego nie słyszałam zdołował mnie już na początku lektury… dopóki nie zorientowałam się, że autor sobie zażartował – owi autorzy bowiem nigdy nie istnieli.
Jeśli ktoś chciałby się dziś przejść po księgarniach, mógłby znaleźć ogromną ilość bardzo dobrych książek. Niestety liczba książek wyjątkowych jest już znacząco mniejsza. A ile książek, o których potrafisz opowiedzieć, tydzień po lekturze... miesiąc. Trudno powiedzieć.
Gdy sobie pomyślę ile razy budziłem się o poranku z myślą „nie... ta poduszka nie może być rzeczywista” i przekonaniem, że tak naprawdę dopiero właśnie zasnąłem... gdy przypomnę sobie, ile razy wtedy jednak się budziłem i wpadałem na genialne pomysły, których jednak nie zdążałem na gorąco zapisać, bo wierzyłem, że zdążę podejść do biurka i swojego notesu. A potem... jednak się budziłem...