Od czasu do czasu warto spędzić niedzielne popołudnie w trochę bardziej... budujący sposób. Przy redakcyjnym stoliku pojawiło się więc dwóch kopaczy i jeden budowlaniec. Postanowiliśmy zmierzyć się z przedpostnymi kaloriami i wziąć się za robotę. Cegły poszły w ruch...
W przykominkowej redakcji pojawiła się ostatnio mała i niepozornie wyglądająca puszka. Otworzyliśmy ją i na jakiś czas zniknęliśmy. Dopiero pod wieczór okazało się, że na okrągło graliśmy w karty. Nie takie najzwyczajniejsze karty, ale takie całkiem nienajzwyczajniejsze.
Raz na jakiś czas zbieramy się w redakcji w niedziele i, zupełnie przekornie, nie czytamy. Staramy się za to zająć szare komórki czymś innym. Kiedy pogoda nie zachęca do spacerów i gier plenerowych, stawiamy na planszówki. Nie inaczej było w ten weekend, a na stole pojawił się Augustus.
Czy byliście ostatnio w Łazienkach? A może bywacie tam często i wiecie o nich wszystko? Może jednak macie za daleko? A kiedy ostatnio spotkaliście tam króla?
Dzięki wydawnictwu Egmont możecie nadrobić tę ostatnią zaległość. Przy okazji wcielicie się w postać artysty, który bardzo chciałby okazać swoje dzieło władcy.
Nie jestem w stanie jednoznacznie powiedzieć, dlaczego Pokolenia przyciągnęły naszą uwagę. Mogło chodzić o piękną grafikę, mogło też – o temat wioski i kilku pokoleń jej mieszkańców. A może były to pogłoski o pewnych nowych aspektach mechaniki? To nieistotne, bo gra już po pierwszej rozgrywce pozostała nam w głowach i jeszcze tam siedzi. Bierzemy więc kostki i wykonujemy akcję.
iKnow to – najkrócej mówiąc – twarda i wymagająca gra imprezowa. Zdaję sobie sprawę, że tzw. „party games” charakteryzują się raczej łatwością zasad i dużą interakcją – i w tej płaszczyźnie ta propozycja jest bez zarzutu. Jest tylko jeden mały twist.
Na pierwszą rozgrywkę Vasco da Gamy naprawdę nie mogłem się doczekać. Być może miało to związek z tematem morskich podróży i epoki wielkich odkryć geograficznych, a może z faktem bycia zaintrygowanym pewnymi niuansami i rozwiązaniami zastosowanymi w mechanice tej gry.
W przykominkowym kalendarzu przyszła kolej na następną recenzję gry. Ta, o której chcę teraz opowiedzieć, jest szalona, chaotyczna, nieprzewidywalna i chwilami dziecinna. Innymi słowy – zabawa gwarantowana.
Tego niedzielnego przedpołudnia towarzyszył nam ponury chrzęst napinanego sznura, zgrzyt zardzewiałego ostrza i stukot... toczącej się głowy. Tego dnia nadeszła rewolucja, a my decydowaliśmy, kto zostanie ścięty. Los rozdał nam karty, a historia wcisnęła w ręce Gilotynę.
Tokaido to gra, która zrobiła na nas bardzo przyjemne wrażenie. Przede wszystkim pod względem estetycznym oraz motoryki w niej zastosowanej. W tej grze-wyścigu do poruszania pionkami zastosowano wyłącznie wolną wolę graczy. Poruszasz się o tyle pól, ile sobie życzysz. No... prawie. Ale po kolei.
Przedstawiamy Wam naszą kolejną propozycję na weekend.