Usagi Yojimbo (seria)
Stan już przy pierwszym spotkaniu emanuje tak dobrą energią, że gdyby miałoby mu się coś za złe, to było to, jak kopnąć wielkookiego szczeniaka o mokrym, czarnym nosie - po prostu nie wypada. Ta dziecięca radość połączona z życiową mądrością starszego człowieka jest jasno widoczna w jego komiksach i postaci tytułowego bohatera królika – samuraja.
Królik – samuraj - czy to jakaś kpina, bełkot dla dzieciaków, kreskóweczka może i tak najwidoczniej jednak na tyle dobra, że zdobyła trzykrotnie najważniejszą amerykańską (a może i światową choć, Francuzi, jak to zwykle Francuzi, mogli by się z tym nie zgodzić) nagrodę Eisnera, w tym w 1996 roku za dobrze prognozujący na przyszłość komiks oraz w 1999 za najlepszą serię komiksową. Sakai za swojego „królika” docenianego zarówno przez dzieci jak i dorosłych (w tym rodziców) dostaje z resztą rokrocznie kolejne pomniejsze nagrody: czy to za scenariusz, za najlepszą krótką historię, za wkład w światowy rozwój komiksu, czy za najlepszy antropomorficzny komiks. Sakai przez większą część swego życia mieszka w Ameryce nie odcinając się jednak od swych japońskich korzeni i stara się swoją twórczością przybliżyć świat dawnej Japonii, a także zasady honoru nim kierujące. Bohaterowie to tylko z pozoru śmieszne puchate stworzonka: króliki, koty, lisy czy pandy - są między nim wszakże także dumne lwy, skrytobójcze nietoperze i sączące jad węże. Stan Sakai wykreował jedyny w swoim rodzaju świat, który zestawia sympatycznych, odważnych i jakże potrzebnych w naszych czasach bohaterów, kierujących się ważnymi wartościami, ze światem japońskich intryg, zdrad, zakulisowych zagrywek gdzie jedno słowo może zniszczyć wszystko. Sam króli Usagi Miyamoto (to oczywiste nawiązanie do legendarnego mistrza dwóch mieczy Musashiego Miyamoto) przeżywa w czasie swej wędrówki ku oświeceniu, mnóstwo przygód, spotyka istoty z legend i staje się postacią anegdotyczną i rodem z życiowych azjatyckich przypowieści, dowiaduje się, co to jest przyjaźń, jak trudno i jak warto jest dotrzymywać słowa, czy choćby co to znaczy być rodzicem.
Autor porusza się bardzo płynnie pomiędzy historycznymi realiami wczesno-siedemnastowiecznej Japonii, a bagażem kulturowym, jakim są orientalne baśnie i mity oraz samurajskie kino i komiks. Królik wędruje z tym bagażem doświadczeń po świecie, co i rusz napotykając jakieś nawiązania lub puszczane przez autora oko do czytelnika. Wraz z kolejnym powstającym tomikiem ewoluuje nie tylko autor, nie tylko bohaterowie jego historii, ale także styl historii (osobiście jednak uważam, że Sakai, powinien częściej wracać do krótkich historyjek – przypowieści) jak również warsztat rysownika. Kreska staje się bardziej płynna, czystsza, tła zaś bogatsze, a liternictwo jak zwykle na najwyższym poziomie (za nie z resztą Sakai dostał kolejnego Eisnera w 1996 r.).
Jedyny zgrzyt dotyczy bardziej samego Stana niż dzieła, otóż autor raczej rzadko eksperymentuje, przyzwyczajając się do dobrze znanej starej formy. Dla serii ta równomierność jest idealna, jednak sam autor przyzwyczajony do tworzywa nie stara się stworzyć innej historii, niż królik samuraj (próba czegoś innego jest słabsza a i tak nawiązuje do pierwowzoru jest to stworzony Space Usagi - kosmiczny królik samuraj). Dochodzą słuchy, że Sakai próbuje swych sił w mainstreamowych komiksach o superbohaterach, jednak jest tam zaledwie rysownikiem, a nie pełnoprawnym autorem swego pomysłu. Zachodzi pytanie, czy kiedyś inspiracje Stana względem Japonii się nie wyczerpią a brak inwencji nie zmieni doskonałej serią w kolejny niekończący się komiksowy tasiemiec. Miejmy nadzieję, że jednak nie.
Marcin Marchlewski
powrót do 11 muza