Należę do czytelników, którzy przywiązują się do gatunków i serii. Niektóre z nich czytam chętniej, inne – trochę mniej. Bywa też tak, że kiedy właśnie skończę jakąś książkę, dopada mnie obawa, że następna nie będzie wystarczająco dobra i będę ją oceniał wyłącznie poprzez filtr swoich ulubionych tytułów. Zazwyczaj staram się tego unikać, ale nie zawsze się udaje.
„Długa seria” doczekała się wreszcie czwartego tomu. Plotki głoszą, że będzie jeszcze piąta, choć wszyscy dobrze wiedzą, że to już nie będzie to samo. Już czwarty tom jest nieco inny od pierwszych trzech. Przyczyn jest przynajmniej kilka.
No i tak to już jest. Człowiek się czasem tak zaczyta, czy tak zagubi w codziennych przyjemnościach (i obowiązkach – co robić?), że zapomina niemal o wszystkim co miał zrobić. Czasem potrzebne są kolejne Targi Książki, by na chwilę się obudzić i coś napisać. Oczywiście po takiej imprezie każdy szanujący się mol książkowy ląduje w domu z plecakiem pełnym nowych książek. Przeważnie zaraz potem ląduje na kanapie i czyta. Ale żeby wziąć się za pisanie? O grze?To jakieś kosmiczne nieporozumienie.
Ta książka przykuła moją uwagę dwuetapowo. Nie ocenia się książki po okładce, a jednak to właśnie okładka pierwsza rzuca się w oczy. I tak już sam tytuł wydał mi się intrygujący. Myśli zaczęły już biec w kilku, niekoniecznie kontrolowanych, kierunkach. Wtedy mój wzrok padł na nazwisko autora. Wyobraźnia nie przestała pracować.
Czarownica przyleciała do mnie ponad tydzień temu. Przyleciała na szczotce – takiej przedpremierowej. Przysiadła sobie na biurku i czekała na wczorajszy poranek. Otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem czytać. Wtedy nadszedł wieczór...
Beowulf to poemat, który porusza ludzką wyobraźnię już od setek lat. To opowieść o potworze, o wojowniku, o pojedynku, który rozpalił nadzieje i przyniósł radość. Strwożony lud wykazywał swoją wdzięczność za wyzwolenie z niebezpieczeństwa, ale... to nie on jest głównym bohaterem tej konkretnej książki
Przy kominku zazwyczaj siadam i czytam sobie książki i w ten sposób spędzam całkiem miło czas. Do tej pory jednak nie zajmowałem się jeszcze samym kominkiem i jego paliwem. I właśnie kiedy zdałem sobie z tego sprawę do redakcji przyszła książka o drewnie. Ale – jak się szybko okazało – nie tylko o nim.
Jeszcze do niedawna wszyscy w Redakcji byliśmy przekonani, że wydawanie pieniędzy – jako czynność całkowicie naturalna – nie sprawia nam większych problemów. Tymczasem rzeczywistość (dość specyficzna, ale jednak rzeczywistość) zweryfikowała nasze przekonania podsuwając nam dość osobliwy spadek.
Minął już ponad tydzień nowego roku. W Redakcji staramy się dogonić rzeczywistość, która po długiej przerwie świątecznej ruszyła z kopyta do przodu. A skoro już o kopytach...
W redakcji – z przerwami – od prawie roku testowaliśmy kilka gier i chyba nadeszła wreszcie pora, żeby je Wam przedstawić. Przez czas świąteczny testy stały się nieco bardziej intensywne. Dzięki temu mamy nawet świeże spostrzeżenia.
Ustalmy fakty. Za oknem jest mniej więcej piętnaście na minusie. Mamy styczeń, który za wszelką stara się udowodnić, że ciągle jest miesiącem zimowym, a z braku dowodów wizualnych posiłkuje się Celsjuszem. I powstaje ten mały dylemat. Z jednej strony wcale się nie chce wychodzić z domu, a z drugiej... chciałoby się posiedzieć w jakiejś chacie na zaśnieżonym stoku, przy ogniu w kominku i z filiżanką góralskiej herbatki w ręku.