Z czytaniem jest tak, że potrafi sprawiać niesamowitą frajdę. Dobra książka jest zdolna wciągnąć tal mocno, że lektura jest skończona w ciągu jednego dnia i wywołać tak wielką radość, że chciałoby się zaraz wszystkim opowiedzieć. I faktycznie każdy, właśnie spotkany, znajomy jest potencjalnie narażony na powitanie „słuuuuchaj, ale świetną książkę właśnie...”
Tylko z pisaniem o tych książkach już nie zawsze jest tak wesoło.
Od której strony nie bym nie spróbował, to mówienie o tej książce nie przychodzi mi łatwo. I muszę szczerze przyznać, że przynajmniej pod kilkoma względami czuję się przynajmniej delikatnie poirytowany. Przecież to nie tak miało być… przecież…
Tym razem recenzja gry w nieco innym formacie. Przedstawiamy wam Garbage Day – grę imprezowa dla 2 do 5 graczy. Rozgrywka trwa do 30 minut.
Wstęp do tej recenzji, to najwłaściwsze miejsce, by szczerze przyznać się, że naprawdę nie cierpię Stephena Kinga. Może nie tyle jego samego, co sposobu, w jaki kreuje swój świat, jak żongluje faktami i napięciem, jak potrafi wykreować atmosferę tak elektryzującą, że od samego czytania włosy stają dęba...
Należę do czytelników, którzy przywiązują się do gatunków i serii. Niektóre z nich czytam chętniej, inne – trochę mniej. Bywa też tak, że kiedy właśnie skończę jakąś książkę, dopada mnie obawa, że następna nie będzie wystarczająco dobra i będę ją oceniał wyłącznie poprzez filtr swoich ulubionych tytułów. Zazwyczaj staram się tego unikać, ale nie zawsze się udaje.
„Długa seria” doczekała się wreszcie czwartego tomu. Plotki głoszą, że będzie jeszcze piąta, choć wszyscy dobrze wiedzą, że to już nie będzie to samo. Już czwarty tom jest nieco inny od pierwszych trzech. Przyczyn jest przynajmniej kilka.
No i tak to już jest. Człowiek się czasem tak zaczyta, czy tak zagubi w codziennych przyjemnościach (i obowiązkach – co robić?), że zapomina niemal o wszystkim co miał zrobić. Czasem potrzebne są kolejne Targi Książki, by na chwilę się obudzić i coś napisać. Oczywiście po takiej imprezie każdy szanujący się mol książkowy ląduje w domu z plecakiem pełnym nowych książek. Przeważnie zaraz potem ląduje na kanapie i czyta. Ale żeby wziąć się za pisanie? O grze?To jakieś kosmiczne nieporozumienie.
Ta książka przykuła moją uwagę dwuetapowo. Nie ocenia się książki po okładce, a jednak to właśnie okładka pierwsza rzuca się w oczy. I tak już sam tytuł wydał mi się intrygujący. Myśli zaczęły już biec w kilku, niekoniecznie kontrolowanych, kierunkach. Wtedy mój wzrok padł na nazwisko autora. Wyobraźnia nie przestała pracować.
Czarownica przyleciała do mnie ponad tydzień temu. Przyleciała na szczotce – takiej przedpremierowej. Przysiadła sobie na biurku i czekała na wczorajszy poranek. Otworzyłem na pierwszej stronie i zacząłem czytać. Wtedy nadszedł wieczór...
Beowulf to poemat, który porusza ludzką wyobraźnię już od setek lat. To opowieść o potworze, o wojowniku, o pojedynku, który rozpalił nadzieje i przyniósł radość. Strwożony lud wykazywał swoją wdzięczność za wyzwolenie z niebezpieczeństwa, ale... to nie on jest głównym bohaterem tej konkretnej książki