Przy kominku zazwyczaj siadam i czytam sobie książki i w ten sposób spędzam całkiem miło czas. Do tej pory jednak nie zajmowałem się jeszcze samym kominkiem i jego paliwem. I właśnie kiedy zdałem sobie z tego sprawę do redakcji przyszła książka o drewnie. Ale – jak się szybko okazało – nie tylko o nim.
Jeszcze do niedawna wszyscy w Redakcji byliśmy przekonani, że wydawanie pieniędzy – jako czynność całkowicie naturalna – nie sprawia nam większych problemów. Tymczasem rzeczywistość (dość specyficzna, ale jednak rzeczywistość) zweryfikowała nasze przekonania podsuwając nam dość osobliwy spadek.
Minął już ponad tydzień nowego roku. W Redakcji staramy się dogonić rzeczywistość, która po długiej przerwie świątecznej ruszyła z kopyta do przodu. A skoro już o kopytach...
W redakcji – z przerwami – od prawie roku testowaliśmy kilka gier i chyba nadeszła wreszcie pora, żeby je Wam przedstawić. Przez czas świąteczny testy stały się nieco bardziej intensywne. Dzięki temu mamy nawet świeże spostrzeżenia.
Ustalmy fakty. Za oknem jest mniej więcej piętnaście na minusie. Mamy styczeń, który za wszelką stara się udowodnić, że ciągle jest miesiącem zimowym, a z braku dowodów wizualnych posiłkuje się Celsjuszem. I powstaje ten mały dylemat. Z jednej strony wcale się nie chce wychodzić z domu, a z drugiej... chciałoby się posiedzieć w jakiejś chacie na zaśnieżonym stoku, przy ogniu w kominku i z filiżanką góralskiej herbatki w ręku.
Trzeba to jasno przyznać, że ostatnimi czasy w naszej redakcji sporo rozmawiamy o jakimś długim i najlepiej egzotycznym urlopie. Egzotyka geograficzna była prosta do osiągnięcia. Nam jednak zamarzyła się również odrobina historycznej odmiany. Całkiem szczęśliwie na półce czekała na nas Mexica.
Wolsung to nazwa gry fabularnej, która powstała parę lat temu w naszym kraju. Jest ona osadzona w awanturniczym, quasi wiktoriańskim, świecie, w którym magia i maszyny parowe przeplatają się ze sobą, zarówno w warstwie tła, jak i w przypadku pierwszoplanowych bohaterów opowieści. Gracze mogli się wcielać w wyrafinowanych dżentelmenów – bywalców salonów, kokieteryjne łowczynie dzikich bestii na rozległych sawannach, błyskotliwych tropicieli mistycznych zbrodni, czy wreszcie badaczy zaginionych cywilizacji – prawie bez żadnych ograniczeń dla wyobraźni.
W przykominkowej redakcji miewamy takie „kulturalne niedziele. Siadamy sobie przy stole i tworzymy nowe kultury i cywilizacje. Czasem jednak wolimy podziałać nieco bardziej lokalnie. Wtedy na przykład budujemy sobie królestwo. I wiecie co? To bardzo wciągające hobby.
W przykominkowej redakcji nie mamy zazwyczaj problemów z komunikacją i przekazywaniem sobie informacji. Jednak na Sekary czekaliśmy z ogromną niecierpliwością. Chcieliśmy na własnym gruncie sprawdzić, która z metod (klasyczna, czy nowoczesna) jest faktycznie szybsza. W końcu na Dysku wieże sekarowe wyrastają jak grzyby po deszczu, a mimo to poczta ma się świetnie.
Kiedykolwiek w przeszłości sięgałem po jakąkolwiek pozycję związaną z Pratchettem, to siadałem z nią przy kominku w bezkrytycznym oczekiwaniu nadchodzącej przyjemności, humoru, niespodzianki i całkiem intelektualnej stymulacji. Tym razem moje odczucia były nieco zmieszane. W końcu chodziło o biografię ulubionego autora, który zmarł pół roku temu.